30 dni bez wydawania pieniędzy - PODSUMOWANIE

9 marca postanowiliśmy z mężem podjąć się wyzwania 30 dni bez wydawania pieniędzy. Skąd taki pomysł? Myśl, że można zrobić coś tak szalonego narodziła się w mojej głowie po przeczytaniu zabójczej książki Living well, spending less. 12 secrets of a good life Ruth Soukup. Byłam ciekawa, czy tak naprawdę można? Czy można przeżyć cały miesiąc bez wydawania jakiejkolwiek ciężko zarobionej gotówki? Lubię wyzwania i koniecznie chciałam dowiedzieć się, czy damy sobie radę.

30 dni bez wydawania pieniędzy

 

Czy nam się udało? I tak i nie.

Zanim przystąpiliśmy do wyzwania, ustaliliśmy sobie kilka zasad, według których mieliśmy żyć przez kolejne 30 dni. Mogliście o nich przeczytać TUTAJ. Po upływie każdych kolejnych 10 dni informowałam Was na bieżąco, jak dajemy sobie radę. Czasem było lżej, czasem ciężej... jakiegoś dnia pokus było co niemiara, innym razem mieliśmy już tego wszystkiego dość (zwłaszcza po upływie 20 dnia). O naszych przygodach mogliście czytać w postach 30 dni bez wydawania pieniędzy: 10 dni później oraz 20 dni później.

Nie wydaliśmy nic z tego, co wpłynęło przez ten miesiąc na nasze konto (oczywiście wykluczając rachunki i paliwo oraz naprawę cieknącej rury pod zlewem). Niestety, okazało się, że nigdy nie udało nam się wyżyć za wyznaczone z góry 10 euro tygodniowo: sumę tę zawsze nieznacznie przekroczyliśmy. Ale dzięki temu zawartość naszego słoika ze zbieranymi od roku miedziakami ładnie się zmniejszyła. Nie udało nam się jednak wytrzymać pełnych 30 dni... Ale o tym już za chwilę.

 

Czego się nauczyliśmy przez ten czas?

  • że bez problemu można wyżyć za mniej! Nawet jeśli nie przez cały rok na okrągło, to z pewnością częściej. Okazuje się bowiem, że od czasu do czasu można zrezygnować z wypadu do kina czy restauracji. Albo kawy. Albo, jak się okazało sesji Zumby czy badmintona. Niedawo natknęłam się na ciekawy cytat Benjamina Franklina: Uważaj na małe wydatki. Mały przeciek potrafi zatopić wielki okręt. Jest w tym wiele prawdy.
  • że spokojnie można poradzić sobie lub wyżyć bez niektórych ‘niezbędnych do przeżycia’ przedmiotów. Kiedy skończyła nam się rozpałka do kominka, mąż wykazał się kreatywnością, rozpalając ogień chusteczkami (gazet w domu nie mamy, bo nie czytamy. Są dla nas stratą pieniędzy – wszystkiego dowiadujemy się i tak z TV, radia i Internetu).
  • że chąc zaoszczędzić, trzeba wykazać się asertywnością. Niejednokrotnie stawaliśmy przed pokusami wielkich promocji w sklepie lub zwykłego wyjścia na kawę, do kina... Jednak poinformowanie wszystkich w naszym otoczeniu, że podjęliśmy się wyzwania i nie chcemy przez ten czas na nic wydawać pieniędzy dużo pomogło.
  • że warto się na ten czas przygotować, zwłaszcza jeśli nadchodzą np. czyjeś urodziny, Dzień Matki lub Święta, jak było w naszym przypadku. Kilka dni po rozpoczęciu wyzwania 30 dni bez wydawania pieniędzy, urodziny obchodziła moja szwagierka. Prezent dla niej leżał zapakowany już od stycznia :D Kupiony był oczywiście na wyprzedaży – za pół ceny udało mi się kupić jej wymarzoną maszynę do kawy. O tym, jak poradziłam sobie z prezentem na Dzień Matki mogliście przeczytać tutaj.
  • jak silnie mamy zakorzeniony w sobie nawyk wydawania pieniędzy i robienia zakupów. Miesiąc bez wydawania był detoksem nie tylko dla naszych portfeli, ale i głów! Czy wiecie, że gdy skończyło się wyzwanie, moje pierwsze ‘wielkie’ zakupy spożywcze nie przekroczyły 15 euro? Wcześniej, tzn. przed wyzwaniem, mieściliśmy się w granicach 50 euro. A dla porówania, w zeszłą sobotę, czyli prawie 3 tygodnie po zakończeniu wyzwania, wydałam jakieś 30 euro na nasze tygodniowe zakupy – wliczając w to psie jedzenie, papier toaletowy i szampon i odżywkę do włosów. Bez nich zakupy spożywcze ponownie kosztowałyby około 15 euro!
30 dni bez wydawania pieniędzy

 

Co nam się nie udało?

Kilka razy potknęła nam się noga. A jakże.

Najpierw ja kupiłam paczkę gum do żucia, później zepsuła nam się rura pod zlewem, a na samym końcu przytrafiły nam się Święta Wielkanocne, od których uciekliśmy zupełnie. Do hotelu w Killarney. Tak więc 30-dniowe wyzwanie skróciło nam się o kilka dni. Rachunek za hotel i jedzenie musieliśmy opłacić w Lany Poniedziałek, czyli dokładnie 3 dni przed zakończeniem wyzwania. W ten sposób po 27 dniach od rozpoczęcia eksperymentu wydaliśmy z naszego konta pierwsze pieniądze na przyjemność. Na Instagram mogliście zobaczyć zdjęcia z tamtego wypadu. Ale było warto – wspaniale było się odstresować, wypocząć i dać się rozpieścić.

 

Jak możecie zauważyć, nie mamy jakiś górnolotnych myśli z tamtego okresu typu: wyzwanie otworzyło nam oczy, inaczej patrzymy na biednych ludzi. Nie. Celem wyzwania były zwykłe:

  • chęć przetestowania na sobie, czy tak w ogóle można?
  • zaoszczędzenie pieniędzy (niedługo wyjeżdżamy na urlop na Ibizie, a wkrótce potem na Lanzarote i do Polski – każda dodatkowa gotówka na koncie, to bonus).
  • oraz oczyszczenie z zapasów jedzenia spiżarni i zamrażarki. 

I na wszystkie trzy pytania możemy zgodnie odpowiedzieć – udało nam się! I wiecie co? Było warto. Choćby dla tych trzech wymienionych wyżej punktów. A dodatkowym bonusem był detoks zakupowy dla naszych głów.

Jestem ciekawa, jakie były Wasze największe/ najcięższe wyzwania, jakich się podjęliście? Jak im podołaliście? Czy zmieniliście dzięki niemu punkt widzenia na jakieś ważne sprawy?