wakacje

Moje wrażenia z Paryża. Wieża Eiffla

Kilka tygodni temu razem z koleżanką i naszymi mężami postanowiliśmy wybrać się na krótki urlop. Wybraliśmy Paryż, skuszeni tanimi biletami lotniczymi i niedrogim i czystym hotelem, który znaleźliśmy niedaleko centrum. Takiej okazji nie mogliśmy przegapić, tym bardziej, że żadne z nas w Paryżu jeszcze nie było. Czy było warto? Zapraszam Was do dalszej lektury tego posta, okraszonej zdrową dawką zdjęć.


Cały pobyt zaplanowałam tak, abyśmy maksymalnie wykorzystali te cztery dni i zobaczyli najsłynniejsze zabytki i zakamarki stolicy Francji:

Piątek: Katedra Notre Dame, Musee Rodin i zakupy z wizytą w sklepie Merci.

Sobota: Disneyland

Niedziela: Wieża Eiffla i Hip Hop Bus

Poniedziałek: Luwr

Narzuciłam nam niezłe tempo, ale było warto! Paryż nas tak bardzo zachwycił, że szybko przyłapaliśmy się na tym, że się ciągle o coś potykamy! Chodziliśmy z głowami zadartymi do góry upajając się piękną architekturą miasta, nieświadomi niebezpieczeństw czyhających na nas na chodnikach: krawężniki, barierki, nogi innych ludzi...

Pierwszymi rzeczami, które nas uderzyły po wyjściu z autobusu w stolicy był smród spalin i ogromna kolejka do metra. Do spalin nasze nosy po chwili się przyzwyczaiły, ale kolejki po kilku dniach stały się męczące do tego stopnia, że z niektórych wizyt zwyczajnie zrezygnowaliśmy zniechęceni kolejnym długim oczekiwaniem. I nie mówię tu już tylko o metrze, ale o prawie każdym zabytku i słynniejszym miejscu Paryża. Po naszym ostatnim urlopie w Londynie, gdzie spotkaliśmy się z tym samym problemem, wyrobiliśmy w sobie nawyk wczesnego wstawania i stania w kolejce na pół godziny przed otwarciem. W ten sposób nie tylko oszczędzaliśmy czas, ale i mieliśmy większy spokój zwiedzając.


Przed wylotem kupiłam dla nas i wydrukowałam wszystkie potrzebne bilety: do Disneylandu, Luwru, Hip Hop Busu... jedynym, którego nie kupiłam z wyprzedzeniem był ten na wieżę Eiffla. W niedzielę na godzinę przed otwarciem wejścia na wieżę ustawiliśmy się w już uformowanej kolejce. Pół godziny po otwarciu zapakowani jak sardynki w puszce, staliśmy w windzie jadącej na drugie piętro. Stamtąd windą na szczyt. Nie mam lęku wysokości, ale na widok zmniejszających się w dole budynków przeszły mi ciarki po plecach. Jak się okazało, nie tylko mnie, bo wszyscy nagle zamilknęli... Zapadła cisza przerywana tylko dźwiękiem szybującej w górę windy... klik.... klik klik... klik. Gdy tylko wyszliśmy z windy, poczuliśmy przejmujące zimno i wiatr. Na szczycie bez kurtki lub płaszcza ani rusz!

Widoki jednak... coś pięknego. Wspaniale widzieć perfekcyjnie zaplanowaną panoramę miasta z wszystkimi domami w tym samym beżowym kolorze, które tylko dodają miastu uroku. Część z wieżowcami została sprytnie zbudowana z dala od centrum, dzięki czemu panorama jest niezakłócona. Widzicie ten wielki, pojedyńczy wieżowiec, który jakby znalazł się tam przypadkiem? Tuż obok niego stoi nasz hotel Waldorf Montparnasse.

Zakup biletu pod wieżą okazał się 1 euro droższy od tego w Internecie: 16 euro za osobę. Jeśli tak jak ja nie lubicie stać w długich kolejkach, macie jeszcze jedną, inną szansę dostania się na szczyt wieży. Ustawcie się pod okienkiem sprzedającym bilety na schody na drugie piętro. Gdy już się tam wdrapiecie, bez prawie żadnej kolejki kupicie bitel do windy jadącej na szczyt. I zanim zapytacie... niestety nie ma możliwości dostania się schodami na szczyt. Trzeba wjechać windą.

Wybraliśmy sobie najpiękniejszą porę roku na zwiedzanie Paryża: każdego dnia witało nas słońce i 18 stopniowe ciepło, krzewy zaczęły się pięknie zielenić, a drzewa obrosły różowymi kwiatami. Wieża Eiffla, tak znienawidzona przez Paryżan, stała się dzięki temu jeszcze piękniejsza.

Czy to przereklamowana atrakcja? Mnie oszołomiły w niej dwie rzeczy: że ‘zwykła’ wieża stała się tak znaną wizytówką miasta i to, w jaki sposób została zbudowana. Świadomość, że to była pierwsza konstrukcja tego typu, i że po latach nadal stoi mocno na ziemi, jest dla mnie czymś niesamowitym. W latach, gdy nie było takich narzędzi i technoligii, jakie mamy teraz, zbudowano najpiękniejsze budowle. Wszczęłam na ten temat rozmowę ze znajomymi i mężem. Razem zgodnie stwierdziliśmy, że w dzisiejszych czasach wszystko jest budowane, żeby tylko było zbudowane: rach, ciach i gotowe. Żadnych zdobień, urozmaiceń... proste ściany, dach, drzwi i okna. Jak bardzo jesteśmy biedni.

Jedno jest pewne – naprawdę warto było zobaczyć tę budowlę na własne oczy i przekonać się, o co tyle szumu. Cudownie było dotknąć jej zimnych, stalowych elementów wiedząc, że miliony dotykały jej przede mną. A czy romantyczna? Ja nie widziałam w niej nic extra-romantycznego. Mam wrażenie, że w dzisiejszych, zalatanych czasach szukamy romantyzmu na siłę, bo zwyczajnie nie mamy na niego czasu.

Jestem ciekawa Waszych wrażeń z tego miejsca. Podobało Wam się, czy byliście zawiedzeni?Zapraszam Was jutro na kolejną dawkę moich wrażeń z Paryża!