na wesoło

12 wnętrzarskich rymowanek i moich mądrości

Od czasu do czasu powiem coś głupiego: i po polsku i po angielsku. Nagminnie mówię pierczak kuczony, zamiast kurczak pieczony. Zamiast powiedzieć I’m watering flowers, powtarzam I’m flowering water... Za każdym razem! Nie mogę się tego oduczyć i basta. Ale od czasu do czasu powiem też coś mądrego, głębokiego... Aż sama jestem zaskoczona, że coś takiego wyszło spod mojego podczasza. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze coś, o czym nie wiedzieliście. Wymyślam rymowanki. I to nie byle jakie, bo dekoracyjne! We wnętrzarskim świecie istnieje mnóstwo zasad, a wymyślanie rymów ułatwia ich zapamiętanie. Poza tym jestem wesołym typem. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś śmiesznego.

 

Poniżej znajdziecie 12 moich mądrości: od tych banalnych, poprzez rymowanki, aż po te poważniejsze. Dajcie znać, co o nich myślicie. Który z tych podpunktów spodobał Wam się najbardziej, który najmniej? Który sobie wyryjecie w sercu lub w głowie? A może sami macie śmieszne powiedzonka lub rymy? Podzielcie się nimi, ja z przyjemnością dowiem się, że nie jestem w tym odosobniona.

Wnętrzarskie rymowanki i inne mądrości. InteriorsPL

1. Gdy w nowoczesnym wnętrzu drewna brak, wyjdzie z niego zimny wrak. Gdy lśniących rzeczy Ci w domu brakuje, chata wyglądem Ci nie podziękuje!

 

2. Marzenia same się nie spełnią. Czasem trzeba o nie walczyć z uporem osła idącego za marchewką (z posta 31 rzeczy, których nauczyłam się przez 31 lat życia)

 

3. Jestem jak zachód słońca – trwam kilka minut. Raz zachwycam, raz przechodzę niezauważona.  Takich jak ja były, są i będą tysiące. Dla nielicznych jestem tą jedyną, niezapomnianą chwilą. 

 

4. Nuda we wnętrzu mierzona jest wprost proporcjonalnie do ilości przedmiotów zawieszonych nad sofą. Jedno lustro – nuuuuuda. 6 luster – bomba!

 

5. Ludzie piją szampana, gdy świętują. Ja kupuję i otwieram szampana, gdy mam za sobą dzień z piekła rodem. Przetrwałam! Pora się ‘nagrodzić’.

 

6. Jesteśmy w sobie zabujani. Pokazujemy na blogach swoje zdjęcia do których musieliśmy pozować latając z dwadzieścia razy do statywu i ustawiać na samowyzwalacz, uśmiechając się pod nosem z nadzieją, że wyjdzie szczerze. Pokazujemy domy, wakacje, ubrania, dzieci... I czekamy za choć jednym pozytywnym komentarzem. A później kolejnym... 10 minut później odświeżamy stronę w nadziei, że jest jeszcze jeden, bo nasze ego urosło już troszkę, ale chce urosnąć jeszcze bardziej. Nie? Nic się nie dzieje? Napiszę update na Facebook, tam na pewno ktoś polubi mój status. I jeszcze fotka na Instagram, och, tutaj zawsze lubią. Ego jest mile połechtane, bo właśnie zauważyłam, że mam już 20 komentarzy na blogu! O, ale co to? Ktoś napisał, że brzydka sukienka i nie ładnie mi w niej. No, jak ona tak śmie? Przecież moja sukienka jest super, nikt takiej nie ma. Poza tym, czy ona nie widzi, że zdjęcia są bardzo ładne i jak świetnie się na nich prezentuję? Ech, odpiszę jej, niech wie! O cholera, zapomniałam, przecież nie mogę napisać nic niemiłego, bo zaraz wywołam awanturę i dostanę więcej takich niemiłych komentarzy. Najlepiej usunąć... tak, usunę jej komentarz i będzie, jakby go nigdy nie było.

Tak... jesteśmy w sobie zabujani i lubimy udawać, że jesteśmy idealni. Chociażby na zdjęciach... idealny dom, wakacje, ubrania, dzieci... Pięknie wystylizowane... Muszą dostać choć kilka pozytywnych komentarzy...

 

7. Szerokie na 13 cm pasy, To wcale nie grubasy, To miłe dla oka wygibasy (rymowanka o idealnej grubości pasów malowanych na ścianie).

 

8. Poznaj 6 sekretnych broni każdego wnętrza – len, metal, sizal, drewno i szkła nałęcza. Połącz len, metal, sizal i drewno – to super połączenie, na pewno! Szkła do tego dodaj, podziękujesz mi bodaj!

Wnętrzarskie rymowanki i inne mądrości. InteriorsPL

 

9. Jak łączyć kolory własne? To proste! Połącz ciepłe z zimnym, ciemne i jasne! 

 

10. Nasze życie przypomina jazdę samochodem. Czasem droga jest łatwa i przyjemna z pięknymi widokami, czasem kręta i niebezpieczna. Łapiemy gumę, tracimy kontrolę nad pojazdem. Niby tylko na chwilę, ale wystarczająco, aby nami nieźle zachwiać.

Droga zawsze wiedzie nas dokądś. Zastanawiam się właśnie, gdzie moja mnie poniesie. Chociaż cel i tak zawsze jest jeden. Lubimy zaglądać w lusterko wsteczne, choć to i tak nie ma sensu. Co się stało, to się nie odstanie. 

Czasem silnik nawali... daliśmy dupy. Nie zawieźliśmy go na czas do mechanika. Robicie sobie regularne przeglądy? Kiedy ostatnio robiliście sobie badania krwi, kału, moczu? 

 

11. Gdzie w łazience trochę drewna, tam sukcesów moc jest pewna (tą już znacie z posta 7 wnętrzarskich rzeczy, które powinniście zrobić już teraz).

 

12. Zrób coś ze sobą! Jeśli nie Ty, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?


Moje największe wpadki językowe

Wszystko zaczęło się od dnia Świętego Patryka i mojego pierwszego posta o Irlandii... Zaczęłam Wam opowiadać o tym kraju, w którym mieszkam już tyle lat i okazuje się, że nagadać się nie mogę! W głowie siedzą dziesiątki opowieści, historii i wpadek. Najśmieszniejsze są oczywiście te językowe, a tych, co tu dużo mówić, nazbierało się przez lata (nawet pomimo zdawania matury z angielskiego i dostania się na zaawansowany angielski na studiach)...

Prawda jest taka, że to, czego uczą w szkole, nie zawsze sprawdza się w prawdziwym życiu. Ale nie wstydzę się tych pomyłek. Podchodzę do nich z przymrużeniem oka. Wszak nikt nie jest Alfą i Omegą. Skłamałabym jednak, gdybym nie przyznała się, że czasem byłam nimi tak zażenowana, że chciałam, aby pochłonęła mnie ziemia... No bo posłuchajcie...


  • Na jednej z pierwszych randek z moim obecnym już mężem udaliśmy się do restauracji. Stoliki były malutkie i strasznie blisko siebie. Bez żadnego trudu można było podsłuchać rozmowę osób siedzących obok. W pewnym momencie coś mi wpadło do oka. Ja zestresowana randką (i wizją rozmazanego tuszu wokół oczu) powiedziałam do Denisa: ‘Chyba coś mi wpadło do dupy’. Biedak prawie się zakrztusił stekiem, a panu siedzącemu obok na te słowa aż wypadł widelec z ręki. Denis natychmiastowo zareagował mówiąc ‘Chyba masz na myśli oko’. ‘No, a co powiedziałam?!?’ – oburzyłam się na to. 
  • Mój pierwszy dzień pracy w Irlandii. Musiałam podpisać jakieś papiery. Łamanym angielskim poprosiłam o długopis, na co szefowa „Tutaj żaden Ben nie pracuje”
  • Kilka lat temu, gdy żył jeszcze Denisa dziadek, mieliśmy zwyczaj przywożenia go do miasta w każdy piątek. Teściowa gotowała obiad, a my wszyscy siadaliśmy wokół stołu i rozmawialiśmy, podczas gdy dziadek przysypiał na krześle. Pewnego razu graliśmy z D. w grę na Nintendo DS. Trzeba było odgadnąć trzy słowa, które były wypowiadane w tym samym czasie przez trzy różne głosy. Odgadnęliśmy już dwa, ale trzeciego ani rusz! Gdy nagle... olśnienie! Rozradowana, że w końcu mi się udało (i to przed D.) wykrzyknęłam ‘Genitalia!!!’, na które to słowo dziadek aż podskoczył. Przejęzyczyłam się. Miałam powiedzieć ‘materiał’...

A skoro już jesteśmy przy dziadku, miałam z nim jeszcze jedną przygodę, choć już nie językową. Gdy odwoziliśmy go do domu po piątkowym obiedzie, mieliśmy zwyczaj wypakowywania jego zakupów, zamiatania podłogi i spryskania sprayem chłodzącym jego obolałe kolano. Tylko raz poprosił mnie, żebym go popsikała. Byłam tak zaaferowana tym, że to mnie poprosił tym razem, że nieuważnie popsikałam jego... genitalia. Jeszcze nigdy nie słyszeliśmy z mężem tego cichego jak mysz pod miotłą dziadka krzyczącego tak głośno. Śmialiśmy się całą drogę do domu, a ja... no cóż... już nigdy nie byłam poproszona o spryskanie dziadkowego kolana...

  • Boże Narodzenie. Zostałam zaproszona na pierwsze święta u rodziców mojego jeszcze wtedy chłopaka, a obecnego już męża. Poszłam do kuchni przywitać się z teściową, a moim oczom ukazał się wielki, wypatroszony indyk. Teściowa pyta „Czy wiesz, co to jest za ptak?’, na co, ja niezbyt błyskotliwie: „Goły ptak”. Osiem lat później, a po dziś dzień indyk jest u nas nazywany gołym ptakiem.
  • Mam też w zanadrzu mnóstwo drobnych przejęzyczeń moich znajomych:

- zamiast powiedzieć ‘podwiozę cię samochodem’, kolega powiedział ‘podniosę Cię’;
- zamiast powiedzieć ‘żartujesz sobie ze mnie?’, koleżanka zapytała ‘sikasz na mnie?’;
- zamiast ‘zabierz to ode mnie’, znajoma powiedziała do zupełnie nieznanego chłopaka w pracy ‘ weź mnie teraz’.


Ale pomyłką wszechczasów jest historia mojego kolegi z Litwy!

W Irlandii podczas mszy i pokazania sobie znaku pokoju każdy potrząsa ręką osób stojących obok mówiąc ‘God be with you’, czyli ‘Bóg z Tobą’. Znajomy przez lata potrząsał ręką ludzi w kościele myśląc, że musi mówić ‘Glad to meet you’, czyli ‘miło Cię poznać’. Wyraz zdziwienia na twarzy nieznanych Irlandczyków: bezcenny!

Wnioski?

Wpadki zdarzają się nawet najlepszym. Nie ma co się załamywać, a już tym bardziej poddawać i zaniechać całkowitego mówienia w innym języku. Mam kilku takich znajomych: z obawy przed popełnieniem gafy prawie w ogóle się nie odzywają. A ja zawsze się ich pytam ‘ Ale co się stanie, jak popełnisz gafę?’. Bo o to w tym chodzi: uczyć się na własnych błędach, poprawiać się i robić lepszym przez całe życie. Nie żyć w stagnacji. Czy chcielibyście być dokładnie tacy sami, jakim byliście kilka lub kilkanaście lat temu? Spoglądacie na siebie wstecz i myślicie „Ale źle to zrobiłem/ powiedziałem/wyglądałem/itp.’ Skąd o tym wiem? Bo ja myślę tak samo! I nie ma w tym nic złego. Poprawianie się dodaje nam odwagi, siły do działania i kreatywności. 


A teraz nie każcie mi już dłużej czekać. Umieram z ciekawości przed Waszymi wpadkami. Mieliście jakieś?