Lifestyle

8 moich sprawdzonych sposobów odzyskiwania równowagi wewnętrznej

Jak bardzo potrzebujemy akceptacji innych ludzi! Uświadamiamy sobie to wówczas, gdy okazuje się, że jesteśmy gdzieś niemile widziani lub znajdujemy się w dużej grupie ludzi, w której nikogo nie znamy..

Niedawno dowiedziałam się od osób trzecich, że ktoś, o kim miałam dobre zdanie i kogo lubiłam, wcale nie czuje tego samego do mnie. Uśmiechy, które myślałam że były szczere, okazały się fałszywe. Miłe słowa, którymi byłam karmiona, wyssanymi z palca i wypowiedzianymi, aby mnie udobruchać. O ja naiwna! Plułam sobie w brodę. Jak bardzo zazdroszczę w takich momentach ludziom, którzy mają w głowie czujnik wykrywający fałszywych ludzi. Czy Wy do nich należycie? Mój mąż ma coś takiego od urodzenia. Szczęściarz! Ja niestety zawsze musiałam się przekonać na własnej skórze, czy osoba jest warta zaufania. Jak to mówią, gdy ma się miękkie serce, trzeba mieć twardą dupę.

Jak odnaleźć wewnętrzną równowagę. InteriorsPL.com

 

Normalna osoba na takie wieści, pomyślałaby sobie – ‘Niech babka żałuje’. Albo – ‘No cóż. Mam ją w dupie’. Albo jeszcze – ‘To z zazdrości’. Nie ja. Bo ja, widzicie, od urodzenia jestem zbyt wrażliwa. Nie potrafię oglądać filmów ze zbyt dużą ilością krwi, nie potrafię zabić muchy (łapię je w szklanki i wypuszczam. To samo z osami), i –niestety -przejmuję się takimi sprawami. Myślę, czy zrobiłam lub powiedziałam coś nie tak, choć w głębi duszy wiem, że nie tu leży pies pogrzebany. Ot po prostu – możesz być najbardziej rumianą, najbardziej soczystą brzoskwinią na świecie, a i tak zawsze znajdzie się jakiś idiota, który powie, że nie lubi brzoskwiń!

 

8 sprawdzonych sposobów na odzyskiwanie równowagi wewnętrznej

Całe szczęście takie momenty należą do rzadkości, ale zawsze po nich czuję zachwianą równowagę. Zresztą niektóre stresy codziennego życia też potrafią mnie wytrącić na chwilę z dobrego toru. Co robię, żeby wrócić na prostą?

  • uciekam na jeden dzień. Robię sobie wolne od wszystkiego, chwytam za aparat, termos z kawą, parę euro (nigdy nie wiadomo, gdzie mnie zaciągnie) oraz kilka kanapek i po prostu jadę przed siebie. Zatrzymuję się kiedy chcę i gdzie chcę. I tak aż do zachodu słońca. O mojej ostatniej takiej przygodzie mogliście przeczytać w poście Fotografie do pobrania... prosto z Dingle.

Pierwszych kilka godzin jest zawsze najcięższych: rozmyślam, analizuję... Ale gdy najgorsze już minie (zawsze mija), naprawdę wracam z tych wojaży bardziej wyluzowana. Bonus: mam mnóstwo nowych zdjęć. Robię to rzadko i najczęściej tylko wtedy, gdy coś mnie naprawdę przybije. Takie pobycie w swoim własnym towarzystwie jest czasem jedynym sensownym rozwiązaniem.

Jak odnaleźć wewnętrzną równowagę. InteriorsPL.com

 

  • biorę gorącą kąpiel. Gaszę wszystkie światła, włączam relaksującą muzykę (to moja ulubiona: Best meditating music na YouTube) i zanurzam się w wodzie po sam nos . Lubię unosić się na wodzie (oczywiście tylko od pasa w górę, bo nie mieszczę się cała na wyciągnięciu w wannie) i myśleć o niczym. Pół godziny później czuję, że wracam do siebie.
  • idę pobiegać. To mój najnowszy sposób na zrelaksowanie się. Pierwszych kilka miesięcy było bardzo ciężkich i koncentrowałam się głównie na samym bieganiu, ale teraz, gdy już przywykłam, mam ochotę biegać ilekroć się zdenerwuję. I nie, nie mówię tu o maratonach – ot, półgodzinna rundka dookoła wsi w której mieszkamy. To mi wystarcza. Gdy wracam zziajana do domu mam w sobie tyle energii, co króliczek z reklamy Duracell.
  • sprzątam. Latam na miotle, ścierce, odkurzaczu i gąbce. Trzepię, układam, szoruję, odkładam, przestawiam, odsuwam, zamiatam, odkurzam i myję słuchając muzyki włączonej na cały głos. Po takim kilkugodzinnym maratonie czuję, że wszystko wraca do normy. I znowu mogę oddychać normalnie.
  • przytulam się do mojego męża. Tak po prostu, bez słów. Po kilku minutach już mi lepiej. Takie proste, a jakie efektowne!
Jak odnaleźć wewnętrzną równowagę. InteriorsPL.com

 

  • żalę się przyjaciółce. A ona już potrafi podnieść mnie na duchu! Zna mnie nie od dzisiaj i dokładnie wie, co powiedzieć, żeby poskutkowało. Taki kop w tyłek, to czasem jedyne rozwiązanie, żeby się znowu zacząć śmiać. Od jakiegoś czasu namawia mnie również na wizytę u terapeutki Reiki. Podobno działa cuda. Czy próbowaliście tego kiedyś? Jakie były Wasze wrażenia? Czy to naprawdę działa?
  • oddycham. Spróbujcie tego, gdy poczujecie, że tracicie kontrolę: 5 sekund wdechu, 3 sekundy bezdechu, 8 sekund wydechu, 1 sekunda bezdechu... i tak kilka razy, aż do momentu, że poczujecie się znowu sobą. Cudowne uczucie, co?
  • chodzę na Zumbę... zapobiegawczo. To moja witamina C dla dobrego samopoczucia: nic nie poprawia mi nastroju bardziej od gorących rytmów Zumby. Mamy fantastycznego instruktora, który swoimi wygłupami dodatkowo podkręca atmosferę. I nawet, jeśli nie miałam złego dnia, po Zumbie znowu czuję się sobą.

 

Dlaczego na tej liście nie ma lampki wina

Nie są to może najbardziej wymyślne na świecie sposoby odnajdywania równowagi wewnętrznej i relaksacji, ale na mnie naprawdę działają. Uporządkowałam je w kolejności od tych na hardcorowe problemy, aż do tych mniejszych, codziennych. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego na tej liście nie ma lampki wina, odpowiedź brzmi - nie lubię pić sama. Mój mąż nie pije alkoholu, więc takie samotne picie do mnie nie przemawia. Jestem typem socjalnym - mogę wypić, ale zawsze w towarzystwie innych pijących osób.

 

Jestem ciekawa, co Wy robicie, gdy jest Wam źle? Co najlepiej działa na przywrócenie Waszej zachwianej równowagi? Czy jesteście tak wrażliwi, jak ja? A może potraficie stawić czoła codziennym problemom i nie przejmować się nimi (jeśli tak, zdradźcie sekret, jak Wy to robicie!). 


Zabójcza książka o tym, jak wydawać mniej, ale żyć lepiej!

Jak wiele posiadamy! Nowe ubrania, buty, gadżety, kosmetyki, które kupujemy i które po dwóch użyciach odchodzą w zapomnienie... Nowe dekoracje, poduszki, obrazki, ramki... Chomikujemy to wszystko, bo przecież kiedyś może się przydać. Pół biedy, kiedy mamy gdzie to poupychać, gorzej, gdy mieszkamy na 20m2. Nie wiem, jak Wy, ale ja nie lubię składować niepotrzebnych rzeczy, choć i tak po 6 latach mieszkania w naszym domu muszę napisać, że jakimś sposobem nagromadziliśmy mnóstwo rzeczy. Strych i szopka w ogrodzie są na przykład pełne – wręcz pękają w szwach. Obiecywaliśmy sobie już rok temu, że je oczyścimy, ale muszę przyznać, że skończyło się tylko na dobrych chęciach. Niestety. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz.

 

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ zostałam zainspirowana cudowną książką, którą, uważam, każdy właściciel domu lub mieszkania powinien przeczytać. Living well, spending less. 12 secrets of a good life – Ruth Soukup. Czy zauważyliście, że jesteśmy bombardowani reklamami ze wszystkich stron? Mamy zarabiać pieniądze i je wydawać. Magazyny, telewizja, kino i Internet oszukują nas, że jeśli kupimy jakiś produkt, będziemy szczęśliwsi, szczuplejsi, piękniejsi, bardziej zadowoleni, zdrowsi, będziemy odnosić sukcesy... Chcemy coraz więcej wierząc, że wypełnimy tę lukę, która w nas powstaje z chęci posiadania. Porównujemy swoje życie do życia gwiazd, swoje domy z domami celebrytów, nasze figury do figur zretuszowanych w Photoshopie i stajemy się coraz bardziej nieszczęśliwsi. Nigdy nie będziemy tak żyć, tak się ubierać, tak mieszkać lub tak wyglądać. Nigdy nie będziemy szczęśliwi... ale czy na pewno?

Jak wydawać mniej, ale żyć lepiej. InteriorsPL.com

 

Autorka pisze o poszukiwaniu Dobrego Życia. I nie, to nie jest życie wypełnione chęcią posiadania rzeczy. Czy wierzycie w to? Czy wierzycie, że możecie być naprawdę szczęśliwi wydając mniej i rozsądniej, bez wpadania w pułapkę życia uzależnionego od wartości (i ilości) posiadanych przedmiotów?

O ile niektóre rzeczy przeczytane w książce szokują (autorka wyrzuciła/wydała WSZYSTKIE zabawki dzieci oprócz książek i kilku innych przedmiotów), nad innymi zaczynamy się zastanawiać... Książka z pewnością zmusza do myślenia. Mnie zmusiła tak bardzo, że będąc pod jej wpływem solennie obiecałam sobie:

  • Przejść przez cały dom i wyrzucić z niego wszystko to, co jest brzydkie lub nieużyteczne. Oraz wszystko to, czego z mężem nie lubimy. Koniec z niechcianymi prezentami, gadżetami, których nie używamy oraz zaginionych w czeluściach szafy ubraniami. Ponadto warto pozbyć się wszystkiego, czego nie używaliśmy od roku. Jeśli nie potrzebowaliśmy tego przez tak długi okres czasu, na pewno już za tym nie będziemy tęsknić.

Przy takiej czystce pomocna może się okazać lista pytań, którą przygotowała dla nas autorka:

  1. czy używasz tego, nosisz to lub bawisz się tym?
  2. jeśli to ubranie, czy nadal na Ciebie pasuje? (To szalone, ile mamy ubrań i jak zawsze narzekamy, że nie mamy co na siebie włożyć!)
  3. czy jest w dobrej kondycji?
  4. czy wzbogaca Twoje życie w jakiś sposób?
  5. czy ma wartość sentymentalną?
  6. czy ktoś inny mógłby jeszcze z tego skorzystać?

 

  • Jakość ponad ilość – to moje nowe powiedzenie. Przyzwyczajeni do taniego badziewia, zapominamy, że jakość nadal ma sens. Och, ileż to razy kupiłam w Primark tani t-shirt, który wyglądał jak szmata już po trzech praniach? Koniec z tym!
  • Samo pozbycie się rzeczy nie wystarcza. Trzeba jeszcze nastawić się na to podczas zakupów i przestać znosić do domu coraz to nowe rzeczy. Nawet, jeśli kosztowały tylko 2 euro... To dla mnie będzie najgorsza rzecz do zrobienia :)
  • Wyzwanie 30 dni bez wydawania pieniędzy, oprócz NAJPOTRZEBNIEJSZYCH chleba, mleka, paliwa, itp. Żadnych soczków, coli, słodyczy, gum do żucia, itp. Dla mnie to oznacza też żadnej siłowni, Zumby czy badmingtona. A także żadnych wypadów na kręgle, do restauracji czy kina. Po co? Po pierwsze, aby zaoszczędzić. Po drugie, aby uświadomić sobie, że nie potrzebujemy extra do życia – to, co mamy jest w zupełności wystarczające. Czas sobie o tym przypomnieć. Wkrótce napiszę więcej o tym wyzwaniu: zdradzę kiedy zacznę, jak mi idzie i ile udało nam się zaoszczędzić przez ten czas.
Wydawać mniej, żyć lepiej. InteriorsPL.com


Ruth uważa, że to, ile wydajemy, jest ściśle powiązane tym, jak podchodzimy do oszczędzania. Wydajemy więcej bez określonych golów oszczędnościowych (np. pod koniec roku chcę mieć odłożone 10tys euro), zbyt łatwy dostęp do kart kredytowych (ja się mojej pozbyłam już jakiś czas temu. Dlaczego? Przeczytacie w poście Moje sposoby oszczędzania w Irlandii ), ale także potrzeba poczucia się dobrze powiązana z imagem, który mamy o sobie w głowie (jeśli kupię te koszyki, moja łazienka będzie super zorganizowana i będę znana jako mistrz organizacji). A teraz pytanie: ile razy schowaliście nowo zakupiony produkt przed swoim partnerem? Ja przyznam się, że co najmniej kilka razy :) Ubranie leżało w szafie kilka tygodni... gdy je w końcu ubrałam, a D. zapytał, czy to nowe, odparłam, że nie... leżało długo w  szafie :)

Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy.
— Dave Ramsey

O ile nie wydaję więcej, niż zarabiam, napisany o tym rozdział mnie naprawdę zaciekawił. Czy wiedzieliście, że zakupoholicy traktują to jako sport, rozrywkę, sposób na poprawienie sobie humoru. I o ile zawsze myślałam, że ja tak zakupów nie traktuję, muszę się przyznać, że nie raz, nie dwa, wybrałam się z koleżanką na zakupy w celu poprawienia sobie nastroju... Podobno to pierwszy stopień do piekła... Chyba będę musiała z tym skończyć raz i na zawsze! Bo wiecie... oszczędzanie to stan umysłu

 

Co jeszcze wyniosłam z tej książki? Że ludzie, którzy żyją w długach, a jeżdżą nowymi autami są obłudnikami (od siebie mogłabym to samo napisać o paleniu papierosów)... Że impulsywne zakupy zabijają ustalony budżet. Odłożenie pieniędzy na czarną godzinę nie jest luksusem, a powinnością, a gotowanie dwóch wegetariańskich obiadów tygodniowo pozwoli nam zaoszczędzić kilkaset złotych rocznie na mięsie. Choć to oczywiście nie wszystko...

Dawno nie czytałam czegoś nie-fikcyjnego, co tak mocno mnie wciągnęło. Chcecie dowodu? Zarwałam dwie noce, żeby ją przeczytać. Chodzę, jak zombie, ale czuję, że było warto! Gdybym mogła przyznać jej punktację od 0-5, dostałaby 4.5. Dlaczego nie 5? Ponieważ było w niej zbyt dużo religijnych wzmianek. Nie każdy to lubi...

 

Jestem ciekawa, co Wy myślicie o sposobach na lepsze życie i wydawanie mniej pieniędzy prezentowanych przez Ruth, autorkę książki? A może też podejmiecie się 30-dniowego wyzwania bez wydawania pieniędzy? Myślicie, że dalibyście radę i że to ma sens? 


12 wnętrzarskich rymowanek i moich mądrości

Od czasu do czasu powiem coś głupiego: i po polsku i po angielsku. Nagminnie mówię pierczak kuczony, zamiast kurczak pieczony. Zamiast powiedzieć I’m watering flowers, powtarzam I’m flowering water... Za każdym razem! Nie mogę się tego oduczyć i basta. Ale od czasu do czasu powiem też coś mądrego, głębokiego... Aż sama jestem zaskoczona, że coś takiego wyszło spod mojego podczasza. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze coś, o czym nie wiedzieliście. Wymyślam rymowanki. I to nie byle jakie, bo dekoracyjne! We wnętrzarskim świecie istnieje mnóstwo zasad, a wymyślanie rymów ułatwia ich zapamiętanie. Poza tym jestem wesołym typem. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś śmiesznego.

 

Poniżej znajdziecie 12 moich mądrości: od tych banalnych, poprzez rymowanki, aż po te poważniejsze. Dajcie znać, co o nich myślicie. Który z tych podpunktów spodobał Wam się najbardziej, który najmniej? Który sobie wyryjecie w sercu lub w głowie? A może sami macie śmieszne powiedzonka lub rymy? Podzielcie się nimi, ja z przyjemnością dowiem się, że nie jestem w tym odosobniona.

Wnętrzarskie rymowanki i inne mądrości. InteriorsPL

1. Gdy w nowoczesnym wnętrzu drewna brak, wyjdzie z niego zimny wrak. Gdy lśniących rzeczy Ci w domu brakuje, chata wyglądem Ci nie podziękuje!

 

2. Marzenia same się nie spełnią. Czasem trzeba o nie walczyć z uporem osła idącego za marchewką (z posta 31 rzeczy, których nauczyłam się przez 31 lat życia)

 

3. Jestem jak zachód słońca – trwam kilka minut. Raz zachwycam, raz przechodzę niezauważona.  Takich jak ja były, są i będą tysiące. Dla nielicznych jestem tą jedyną, niezapomnianą chwilą. 

 

4. Nuda we wnętrzu mierzona jest wprost proporcjonalnie do ilości przedmiotów zawieszonych nad sofą. Jedno lustro – nuuuuuda. 6 luster – bomba!

 

5. Ludzie piją szampana, gdy świętują. Ja kupuję i otwieram szampana, gdy mam za sobą dzień z piekła rodem. Przetrwałam! Pora się ‘nagrodzić’.

 

6. Jesteśmy w sobie zabujani. Pokazujemy na blogach swoje zdjęcia do których musieliśmy pozować latając z dwadzieścia razy do statywu i ustawiać na samowyzwalacz, uśmiechając się pod nosem z nadzieją, że wyjdzie szczerze. Pokazujemy domy, wakacje, ubrania, dzieci... I czekamy za choć jednym pozytywnym komentarzem. A później kolejnym... 10 minut później odświeżamy stronę w nadziei, że jest jeszcze jeden, bo nasze ego urosło już troszkę, ale chce urosnąć jeszcze bardziej. Nie? Nic się nie dzieje? Napiszę update na Facebook, tam na pewno ktoś polubi mój status. I jeszcze fotka na Instagram, och, tutaj zawsze lubią. Ego jest mile połechtane, bo właśnie zauważyłam, że mam już 20 komentarzy na blogu! O, ale co to? Ktoś napisał, że brzydka sukienka i nie ładnie mi w niej. No, jak ona tak śmie? Przecież moja sukienka jest super, nikt takiej nie ma. Poza tym, czy ona nie widzi, że zdjęcia są bardzo ładne i jak świetnie się na nich prezentuję? Ech, odpiszę jej, niech wie! O cholera, zapomniałam, przecież nie mogę napisać nic niemiłego, bo zaraz wywołam awanturę i dostanę więcej takich niemiłych komentarzy. Najlepiej usunąć... tak, usunę jej komentarz i będzie, jakby go nigdy nie było.

Tak... jesteśmy w sobie zabujani i lubimy udawać, że jesteśmy idealni. Chociażby na zdjęciach... idealny dom, wakacje, ubrania, dzieci... Pięknie wystylizowane... Muszą dostać choć kilka pozytywnych komentarzy...

 

7. Szerokie na 13 cm pasy, To wcale nie grubasy, To miłe dla oka wygibasy (rymowanka o idealnej grubości pasów malowanych na ścianie).

 

8. Poznaj 6 sekretnych broni każdego wnętrza – len, metal, sizal, drewno i szkła nałęcza. Połącz len, metal, sizal i drewno – to super połączenie, na pewno! Szkła do tego dodaj, podziękujesz mi bodaj!

Wnętrzarskie rymowanki i inne mądrości. InteriorsPL

 

9. Jak łączyć kolory własne? To proste! Połącz ciepłe z zimnym, ciemne i jasne! 

 

10. Nasze życie przypomina jazdę samochodem. Czasem droga jest łatwa i przyjemna z pięknymi widokami, czasem kręta i niebezpieczna. Łapiemy gumę, tracimy kontrolę nad pojazdem. Niby tylko na chwilę, ale wystarczająco, aby nami nieźle zachwiać.

Droga zawsze wiedzie nas dokądś. Zastanawiam się właśnie, gdzie moja mnie poniesie. Chociaż cel i tak zawsze jest jeden. Lubimy zaglądać w lusterko wsteczne, choć to i tak nie ma sensu. Co się stało, to się nie odstanie. 

Czasem silnik nawali... daliśmy dupy. Nie zawieźliśmy go na czas do mechanika. Robicie sobie regularne przeglądy? Kiedy ostatnio robiliście sobie badania krwi, kału, moczu? 

 

11. Gdzie w łazience trochę drewna, tam sukcesów moc jest pewna (tą już znacie z posta 7 wnętrzarskich rzeczy, które powinniście zrobić już teraz).

 

12. Zrób coś ze sobą! Jeśli nie Ty, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?


5 lekcji do wyciągnięcia z najpopularniejszych galerii na Instagram

Moją ulubioną formą zasypiania jest od jakiegoś czasu przeglądanie zdjęć na Instagram. Zachwycam się pięknymi stylizacjami, kolorowymi ujęciami i przesłaniem, które czasem aż wypływa z tych digitalnych fotografii. Chciałabym napisać, że śnią mi się później po nocach, ale tak dobrze nie ma.

Od zawsze miałam głupkowate sny. Gdy jako nastolatka pracowałam latem zbierając wiśnie i czereśnie nocami śniły mi się śmiejące się do mnie i skaczące po drzewach owoce. Pamiętam też cudowne sny o lataniu, choć najczęściej jest to coś szalonego, jak ostatniej nocy – poszłam do restauracji i zamówiłam całą ośmiornicę. A Ci, którzy mnie znają wiedzą, że moja miłość do owoców morza kończy się na rybach i krewetkach. Reszta jest bleeeee. Skąd więc w mojej głowie nawet pomysł, żeby zamówić coś tak ekstrawaganckiego? Ale ja nie o tym chciałam przecież pisać ;)


Macie Instagram? Bo ja przyznaję się szczerze, że jeszcze w nim raczkuję. Mam go od kilku (kilkunastu? Nawet nie pamiętam) miesięcy, ale już udało mi się zrobić kilka poważnych błędów. Po pierwsze – mój stary telefon robił okropne zdjęcia. Już się ich pozbyłam. Wierzcie mi – były okropne. Po drugie, zaczęłam z nazwą inną, niż mój blog. No bo jak się ma Rokoko do InteriorsPL? No, nijak! Po trzecie, nie umieszczałam zdjęć regularnie... raczej w ostępach po 2-3 tygodni.

ALE w tym roku obiecałam sobie, że bardziej skoncentruję się na moim Instagram i już można zobaczyć pierwsze efekty. A że ja jestem z tych, którzy starają się naprawdę wyciągać wnioski z popełnionych błędów, przeglądając zdjęcia innych galerii zauważyłam pewne schematy, które z pewnością pomagają tym galeriom być tak dopracowanymi i tak popularnymi. Jestem ciekawa, czy Wy też zwróciliście na to uwagę? Niemniej od dzisiaj chcę zacząć się ich trzymać, a piszę o tym, bo pomyślałam sobie, że Wy też może na tym skorzystacie?


1.   Mam styl i się go trzymam

Każda moja ulubiona galeria na Instagram ma coś, co je łączy – unikalny styl.  Wszystkie zdjęcia są połączone jedną rzeczą: czy to kolorem, stylem, fotografowanymi przedmiotami lub nastrojem. Dzięki temu stają niepowtarzalne i nie do podrobienia. Widząc je możemy od razu domyślić się, kto je zrobił, nawet bez spoglądania na podpis lub hasztagi. Najlepsze przykłady takich galerii znajdziecie u Moi_Mili i Lightpoem.

Czego można się nauczyć od Instagram. InteriorsPL

 

Mój plan działania: metodą prób i błędów chcę odkryć mój fotograficzny głos. Chcę robić zdjęcia, które będą pasowały do mojej wizji i robiąc które będę podekscytowana. Wierzę, że tylko wtedy uda mi się znaleźć mój własny, unikalny styl.

Czego można się nauczyć od Instagram. InteriorsPL.com

 

2.   Mniej znaczy więcej

O ileż przyjemniej wchodzi się na czyjąś galerię, kiedy ta jest lekka i przyjemna dla oka. Zdjęcia od razu stają się bardziej atrakcyjne! Od dzisiaj zamiast robić nieprzemyślane zdjęcia ‘byleczego’, żeby tylko coś umieścić obiecuję i sobie i Wam, że zacznę przywiązywać większą uwagę do robionych zdjęć. Coś jak Jestem_Kasia – zobaczcie, jak przejrzysta jest jej galeria! Cukiereczek dla oka.

Czego można nauczyć się od Instagram. InteriorsPL

 

3.   Strefy komfortu nie istnieją!

Miss_etc jest tego najlepszym przykładem. Każdego dnia jej zdjęcia zachwycają feerią kolorów i niejednokrotnie zastanawiałam się, jak ona to robi? No jak? Każde jej zdjęcie fascynuje, opowiada historię i widać, ile musiała nad nimi myśleć! Tym bardziej doceniam jej fotograficzne historie.

Jeśli również chcecie robić takie zdjęcia mam dla Was dwie wiadomości – dobrą i złą. Zła jest taka, że musicie zacząć eksperymentować i wyjść poza swoją strefę komfortu. Dobra jest jednak taka, że inni tym bardziej docenią Wasze wysiłki! A i Wy będziecie z siebie niesamowicie dumni!

Czego można nauczyć się od Instagram. InteriorsPL

 

4.   Za kulisami

Uwielbiam zdjęcia Czary z Drewna, ale do moich ulubionych należą te, na których widać, jak spędza czas w weekendy, jak się relaksuje i jak wygląda jej normalny dzień. Drewniane dekoracje Al pojawiają się na każdym zdjęciu w jej galerii, co tylko potwierdza moją teorię z punktu 1.  

Zresztą nie tylko Czary z Drewna pokazuje zdjęcia zza kulis. Niebałaganka również czasem uchyla rąbka tajemnicy.

Czego można nauczyć się od Instagram. InteriorsPL
Czego można nauczyć się od Instagram. InteriorsPL

 

5.   Fotografuj tylko to, co kochasz

Wierzę, że tylko robiąc to, co kochamy będziemy naprawdę usatysfakcjonowani i się nigdy nie znudzimy. Oglądając fotki Make my place i Kwestia smaku com czuć tą miłość, prawda? Dziewczyny naprawdę robią zdjęcia z sercem i to jest wspaniałe. Ilekroć je widzę, sama mam ochotę chwycić za mojego iPhona!

Lekcje od Instagram. InteriorsPL.com
Lekcje od Instagram. InteriorsPL

 

Czy zgadzacie się z tymi punktami? Czy tak jak i ja uważacie, że to one przyczyniły się do tego, że te galerie cieszą się tak dużą popularnością? A może to nie na tym to wszystko polega? Jak myślicie, dlaczego jedne galerie są bardziej popularne od innych?

Czy i Wy od dzisiaj zaczniecie działać według powyższych wskazówek? Jeśli chcecie zobaczyć, jak mi idą moje instagramowe poczynania, zapraszam na Instagram InteriorsPL.


Oszczędzanie w kuchni: jak ugotować 8 obiadów za 13 złotych

Czy przeglądając kiedyś zdjęcia na Pinterest lub po prostu surfując po bezbrzeżach sieci natrafiliście na magiczne zdjęcie obiecujące wyższy stopień wtajemniczenia, jak ugotować kilka do kilkunastu obiadów za jedyne 10 dolarów (w Waszym przypadku złotych, a moim euro)? Muszę Wam przyznać, że zawsze mnie te obietnice intrygowały... Tak długo i do tego stopnia, że postanowiłam na własnej skórze przekonać się, czy i jak to faktycznie jest wykonalne.

Dobra wiadomość jest taka, że TAK, to prawda! Nie wydając więcej, niż zaledwie 13 Euro, udało mi się kupić wystarczającą ilość składników do ugotowania 8 obiadów dla 2 osób, 4 chleby bananowe i 4 porcje jedzenia dla 2 psów. Cały sekret polega w sprytnym robieniu zakupów, planowaniu i... zamrażarce.

Oszczędzanie. Mrożenie obiadów. InteriorsPL.com

 

Jak robić zakupy, żeby oszczędzić?

Przede wszystkim trzeba wiedzieć, gdzie i o której (bo jak się okazuje to też ważne) zrobicie zakupy. Nie jestem pewna, jak jest w Polsce, ale u mnie w Irlandii najtańsze warzywa i owoce są w Lidlu i Aldi, a największe przeceny są wieczorem w Tesco. Obliczyłam, że pod koniec każdego dnia przecenione produkty schodzą w dół aż o 70%: wszystko, co ma dzisiejszą datę (od chleba aż po mięso) musi się sprzedać tego dnia, albo pójdzie do kosza na śmieci. I tak co dzień. Jednak z robieniem takich zakupów trzeba mieć odrobinę szczęścia – nie zawsze uda się znaleźć coś ciekawego.

Ponadto używam wszystkich kuponów, jakie tylko mogę znaleźć. Gdy na początku grudnia w gazecie były kupony na zwrot 10 euro, gdy wyda się 50 do Lidla i Aldi, kupiłam ją, pomimo tego, że normalnie nie kupuję gazet. Oba kupony wykorzystałam później w Tesco, które przyjmuje kupony konkurencyjnych sklepów. I zamiast wydać 50 euro na zakupy, wydałam dzięki nim 32 (wliczając w to cenę gazety). 20 euro w kieszeni :)

Chcąc zaoszczędzić trzeba umieć planować przyszłościowo i mieć otwarty umysł. Nie dalej, jak przedwczoraj udało mi się znaleźć wielkie kawałki przecenionej, surowej szynki – z 12 euro na 2.70. Od razu kupiłam 3, co zaoszczędziło mi prawie 28 euro! Po powrocie do domu zakasałam rękawy i zaczęłam wielkie gotowanie.

 

Jak oszczędzić w kuchni?

Samo robienie zakupów jednak nie wystarcza: na tym oszczędzanie się nie kończy. Z wszystkich kupionych składników trzeba jeszcze ugotować posiłki.

Jakiś czas temu nie wydając więcej niż 13 euro udało mi się kupić żeberka, kawał szynki, dwie torby marchewek, dwie torby słodkich ziemniaków, 3 rzepy (w Irlandii są bardzo popularne), dwie kiście bardzo dojrzałych bananów.

Jak oszczędzać w kuchni. InteriorsPL.com

 Ugotowałam i upiekłam z tego zapas obiadów na ponad 8 dni:

  • 4 porcje szynki duszonej ze słodkimi ziemniakami
  • 4 porcje żeberek w marchewce
  • 6 porcji rzepy do obiadu
  • 4 chleby bananowe
  • 4 porcje jedzenia dla psów ugotowanych z obierek od warzyw.

Wszystko zapakowałam w worki i zamroziłam. Z worków zawsze staram się odessać jak największą ilość powietrza – zauważyłam, że jedzenie lepiej się zamraża, a i w zamrażarce jest więcej miejsca.

Jak oszczędzać w kuchni. InteriorsPL.com

Wspaniale jest czasem się obudzić i pomyśleć sobie:

-‘Dzisiaj mam lenia. Nie chce mi się gotować’, po czym wstać z łóżka i wyciągnąć z zamrażarki gotowy obiad, który będzie czekał na nas rozmrożony po naszym powrocie z pracy. Wystarczy go tylko podgrzać i zjeść! Albo gdy nie czujemy się najlepiej... Albo gdy musimy zostać dłużej w pracy i martwimy się, że mąż/dzieci ‘poumierają’ z głodu do naszego powrotu.

Początkowo niechętnie i z obawą podchodziłam do idei zamrażania jedzenia. Bałam się, że będzie smakowało inaczej, że się źle zamrozi lub że nas potruję. Ale wiecie co? Moje obawy były zupełnie bezpodstawne! Kilka przeczytanych artykułów w sieci o tym, jak blanszować warzywa i co się nadaje lub nie nadaje do zamrażania (jakieś 15 minut lektury przy popołudniowej kawie) i poczułam się pewniej. Jak na razie nie popełniłam jeszcze żadnej gafy, oboje żyjemy, a obiady w ogóle nie mają różnicy w smaku.

Jak oszczędzać w kuchni. InteriorsPL.com

Mojemu mężowi tak bardzo spodobała się idea ‘leniwych dni bez gotowania’, że gdy po Świętach została nam masa resztek jedzenia, zamroził je wszystkie sam: od puree ziemniaczanego, aż po ciasta. Wyszło nam z tego 10 obiadów i 8 deserów. Dodatkowo ja byłam przeszczęśliwa wiedząc, że nie będziemy musieli tego wszystkiego jeść sami aż do Nowego Roku. Uczciwie mogę napisać, że to była jedna z przyczyn, dla których nie przytyliśmy w te Święta.

 

Minusy zamrażania obiadów:

  • Trzeba mieć dużą zamrażarkę. Nam jedna przestała wystarczać, musieliśmy dokupić nową. Koszt jej zakupu już dawno nam się zwrócił.
  • Nie wszystko da się zamrozić. Na przykład gotując zupę ‘do zamrażalki’ nie dodaję do niej śmietany. Robię to dopiero po rozmrożeniu i podczas jej podgrzewania.
  • Niektóre warzywa muszą być najpierw blanszowane.
  • Obiady nie powinny być mrożone dłużej niż 3 miesiące. Po upływie tego czasu zaczną powoli przypominać smak... tektury.
  • Po zamrożeniu wiele produktów wygląda prawie tak samo. Ja moje torby z jedzeniem podpisuję, dodatkowo umieszczając na nich datę, kiedy zostały zamrożone. Wymyśliłam również tablicę z listą zamrożonych produktów, która wisi bezpośrednio nad zamrażarką. Kiedy wyciągamy coś z niej, skreślamy z listy tą pozycję. Dzięki temu zawsze wiemy, co mamy. Wymyśliłam ten system po tym, jak raz wpadłam w szał, wyciągając wszystko po kolei z zamrażarki, bo nie pamiętałam, co się w niej znajduje. Już nie mam tego problemu. I siwych włosów nie przybywa.

 

Jestem ciekawa, czy Wy też zamrażacie obiady ‘na później’? Jakie są Wasze sposoby oszczędzania w kuchni? Jak Wy robicie zakupy, żeby zaoszczędzić?