8 rzeczy, których NIE robimy w samolocie

Od lat przynajmniej kilka razy w roku latam samolotami. Wizyty rodziny w Polsce, urlopy za granicą, szkolenia... Miałam loty lepsze i gorsze. Turbulencje, opóźnienia, chamstwo współpasażerów, zmęczone stewardessy. Mam wrażenie, że już wszystko widziałam. Latanie (przynajmniej dla mnie) jest stresującym przeżyciem, a o ileż przyjemniej byłoby siedzieć w samolocie, gdyby moi współpasażerowie znali kilka podstawowych zasad savoir vivru. Moglibyśmy uniknąć tylu nieprzyjemnych sytuacji a i lot wtedy nie byłby taki straszny.

czego_nie_robimy_w_samolocie141.jpg

 

  1. Nie wchodzimy na pokład narąbani jak beka. Po pierwsze osobom siedzącym obok bardzo nieprzyjemnie jest siedzieć w alkoholowych oparach nieświeżego oddechu. Po drugie, kiedyś mój lot był opóźniony prawie pół godziny z powodu awanturujących się pijaków! Zaczęło się niewinnie od wołania stewardess z pytaniem, czy się rozbijemy. Skończyło na krzyczeniu na załogę. Musiała być wezwana straż lotniska, a awanturnicy wyprowadzeni z samolotu. Wtedy nikomu nie było do śmiechu.
  2. Wyłączamy dźwięki w grach i filmach. Inni mogą chcieć spać!
  3. Nie puszczamy bąków. Serio mówię. Siedziałam wczoraj obok takiego. W powietrzu unosił się namacalny zielony dymek... Pan powinien dostać się do księgi rekordów Guinessa, bo pierdział z prędkością jednego bąka na dwie minuty! A do toalet jest przecież tylko kilka kroków...
  4. Cierpliwość ponad wszystko. Stewardessa też człowiek i też może mieć gorszy dzień.
  5. Nie krzyczymy i nie mówimy podniesionym głosem. Nie zapominajmy, że wokół nas siedzą ludzie, którym może to przeszkadzać. Albo dzieci, które chcą spać. A skoro już jesteśmy przy dzieciach...
  6. Nie narzekamy na płaczące dzieci. A jeśli nam to tak bardzo przeszkadza, zaopatrujemy się w słuchawki z uspokajającą muzyką. Wszak dzieci nie rozumieją, co się dzieje, są przestraszone lub zwyczajnie zmęczone.
  7. Nie przepychamy się do wyjścia. Najpierw wychodzą osoby z pierwszych i ostatnich rzędów. Nie widzę sensu w takim przepychaniu się do wyjścia tym bardziej, że i tak wszyscy muszą czekać w kolejce do odprawy paszportowej, a później po bagaż.
  8. Podczas kasłania zakrywamy usta. To samo podczas kichania lub ziewania. Takie to oczywiste, a jednak nie do wszystkich dociera.

Jedyne, co mi się podoba w lotach do i z Polski, to oklaski po wylądowaniu. Zdaje się, że jesteśmy jedynym narodem, który tak robi!

Czy o czymś zapomniałam? Z jakimi doświadczeniami Wy się spotkaliście? Jakie są Wasze przemyślenia odnośnie latania? 


Zrób to sama: Prosty i tani sposób na odmianę wyglądu starych ramek

Galeria na ścianie w moim przedpokoju jest już zrobiona, ale nadal brakuje w nich zdjęć i passe-partout, czyli tych białych, papierowych ramek wokół zdjęć. Wpadłam na pomysł, że chcę takich o nietypowym kształcie... Bo wiecie, ja zawsze muszę sobie utrudnić zadanie ;)  Napisałam nawet do dwóch miejsc, które zajmują się ich wyciananiem, ale bez rezultatu. Nie bez powodu mówi się, że potrzeba jest matką wynalazku: postanowiłam zrobić passe-partout własnoręcznie. Nie bylam jednak pewna, czy wyjdzie mi to, co sobie wymyśliłam, dlatego zrobiłam eksperyment. Odmieniłam kilka ramek na próbę, aby zobaczyć, czy moje DIY ma sens.

Moje zasady: ma być tanio, ale nie ma tak wyglądać.

Kupno grubej, dobrej tektury wiąże się z podjęciem kosztów, dlatego postanowiłam użyć grubych kartek papieru, które już miałam w domu. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że użycie samych kartek nie będzie wyglądało najlepiej, dlatego wpadłam na pomysł ‘obicia’ ich materiałem i kawałkami tapet. Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania!

Najpierw wycięłam kawałek tektury odpowiadający rozmiarami ramce. Na jego środku wycięłam prostokątną dziurę na zdjęcie:


Później wycięłam kawałek materiału trochę większy od kawałka tekury, a pośrodku zrobiłam dziurę z zakładkami:

 

Tekturę obiłam materiałem na dwustronną taśmę klejącą. Gotowe passe-partout przeprasowałam, aby lepiej się prezentowało.

Możliwości widzę tutaj nieograniczone: wstążki, tapety, kawałki gazet, decoupage... Takie passe-partout można udekorować na wiele różnych sposobów! Wykonanie jednego zajmuje zaledwie kilka minut, dlatego nie zwlekajcie i Wy również udekorujcie nimi swoje ramki. Jest to atrakcyjny i jakże prosty do zrobienia pomysł na ożywienie starych ramek i wprowadzenie kropli koloru do nudnego kącika mieszkania. Bez wydawania fortuny i spędzania masy czasu na ich tworzenie, czyli tak, jak wszyscy lubimy – mam rację?

Teraz, gdy już wiem, że mój pomysł ma sens, zabieram się w końcu do pracy nad galerią w hollu. Aż chciałoby się rzec:

- „Czas najwyższy!”

Ciąg dalszy nastąpi...


Moje wrażenia z Paryża. Wieża Eiffla

Kilka tygodni temu razem z koleżanką i naszymi mężami postanowiliśmy wybrać się na krótki urlop. Wybraliśmy Paryż, skuszeni tanimi biletami lotniczymi i niedrogim i czystym hotelem, który znaleźliśmy niedaleko centrum. Takiej okazji nie mogliśmy przegapić, tym bardziej, że żadne z nas w Paryżu jeszcze nie było. Czy było warto? Zapraszam Was do dalszej lektury tego posta, okraszonej zdrową dawką zdjęć.


Cały pobyt zaplanowałam tak, abyśmy maksymalnie wykorzystali te cztery dni i zobaczyli najsłynniejsze zabytki i zakamarki stolicy Francji:

Piątek: Katedra Notre Dame, Musee Rodin i zakupy z wizytą w sklepie Merci.

Sobota: Disneyland

Niedziela: Wieża Eiffla i Hip Hop Bus

Poniedziałek: Luwr

Narzuciłam nam niezłe tempo, ale było warto! Paryż nas tak bardzo zachwycił, że szybko przyłapaliśmy się na tym, że się ciągle o coś potykamy! Chodziliśmy z głowami zadartymi do góry upajając się piękną architekturą miasta, nieświadomi niebezpieczeństw czyhających na nas na chodnikach: krawężniki, barierki, nogi innych ludzi...

Pierwszymi rzeczami, które nas uderzyły po wyjściu z autobusu w stolicy był smród spalin i ogromna kolejka do metra. Do spalin nasze nosy po chwili się przyzwyczaiły, ale kolejki po kilku dniach stały się męczące do tego stopnia, że z niektórych wizyt zwyczajnie zrezygnowaliśmy zniechęceni kolejnym długim oczekiwaniem. I nie mówię tu już tylko o metrze, ale o prawie każdym zabytku i słynniejszym miejscu Paryża. Po naszym ostatnim urlopie w Londynie, gdzie spotkaliśmy się z tym samym problemem, wyrobiliśmy w sobie nawyk wczesnego wstawania i stania w kolejce na pół godziny przed otwarciem. W ten sposób nie tylko oszczędzaliśmy czas, ale i mieliśmy większy spokój zwiedzając.


Przed wylotem kupiłam dla nas i wydrukowałam wszystkie potrzebne bilety: do Disneylandu, Luwru, Hip Hop Busu... jedynym, którego nie kupiłam z wyprzedzeniem był ten na wieżę Eiffla. W niedzielę na godzinę przed otwarciem wejścia na wieżę ustawiliśmy się w już uformowanej kolejce. Pół godziny po otwarciu zapakowani jak sardynki w puszce, staliśmy w windzie jadącej na drugie piętro. Stamtąd windą na szczyt. Nie mam lęku wysokości, ale na widok zmniejszających się w dole budynków przeszły mi ciarki po plecach. Jak się okazało, nie tylko mnie, bo wszyscy nagle zamilknęli... Zapadła cisza przerywana tylko dźwiękiem szybującej w górę windy... klik.... klik klik... klik. Gdy tylko wyszliśmy z windy, poczuliśmy przejmujące zimno i wiatr. Na szczycie bez kurtki lub płaszcza ani rusz!

Widoki jednak... coś pięknego. Wspaniale widzieć perfekcyjnie zaplanowaną panoramę miasta z wszystkimi domami w tym samym beżowym kolorze, które tylko dodają miastu uroku. Część z wieżowcami została sprytnie zbudowana z dala od centrum, dzięki czemu panorama jest niezakłócona. Widzicie ten wielki, pojedyńczy wieżowiec, który jakby znalazł się tam przypadkiem? Tuż obok niego stoi nasz hotel Waldorf Montparnasse.

Zakup biletu pod wieżą okazał się 1 euro droższy od tego w Internecie: 16 euro za osobę. Jeśli tak jak ja nie lubicie stać w długich kolejkach, macie jeszcze jedną, inną szansę dostania się na szczyt wieży. Ustawcie się pod okienkiem sprzedającym bilety na schody na drugie piętro. Gdy już się tam wdrapiecie, bez prawie żadnej kolejki kupicie bitel do windy jadącej na szczyt. I zanim zapytacie... niestety nie ma możliwości dostania się schodami na szczyt. Trzeba wjechać windą.

Wybraliśmy sobie najpiękniejszą porę roku na zwiedzanie Paryża: każdego dnia witało nas słońce i 18 stopniowe ciepło, krzewy zaczęły się pięknie zielenić, a drzewa obrosły różowymi kwiatami. Wieża Eiffla, tak znienawidzona przez Paryżan, stała się dzięki temu jeszcze piękniejsza.

Czy to przereklamowana atrakcja? Mnie oszołomiły w niej dwie rzeczy: że ‘zwykła’ wieża stała się tak znaną wizytówką miasta i to, w jaki sposób została zbudowana. Świadomość, że to była pierwsza konstrukcja tego typu, i że po latach nadal stoi mocno na ziemi, jest dla mnie czymś niesamowitym. W latach, gdy nie było takich narzędzi i technoligii, jakie mamy teraz, zbudowano najpiękniejsze budowle. Wszczęłam na ten temat rozmowę ze znajomymi i mężem. Razem zgodnie stwierdziliśmy, że w dzisiejszych czasach wszystko jest budowane, żeby tylko było zbudowane: rach, ciach i gotowe. Żadnych zdobień, urozmaiceń... proste ściany, dach, drzwi i okna. Jak bardzo jesteśmy biedni.

Jedno jest pewne – naprawdę warto było zobaczyć tę budowlę na własne oczy i przekonać się, o co tyle szumu. Cudownie było dotknąć jej zimnych, stalowych elementów wiedząc, że miliony dotykały jej przede mną. A czy romantyczna? Ja nie widziałam w niej nic extra-romantycznego. Mam wrażenie, że w dzisiejszych, zalatanych czasach szukamy romantyzmu na siłę, bo zwyczajnie nie mamy na niego czasu.

Jestem ciekawa Waszych wrażeń z tego miejsca. Podobało Wam się, czy byliście zawiedzeni?Zapraszam Was jutro na kolejną dawkę moich wrażeń z Paryża!


Jak wiele może poduszka?

Jak szybko wszystko się zmienia! Gdzie się podziały tamte stare, dobre czasy? Skakanie na gumie, zbieranie pachnących karteczek i kolorowych kartek do segregatorów... Robienie pokrzywki na ręce koleżanki i sprawdzanie, ile wytrzyma... Picie oranżady z woreczka i żucie gumy Turbo. Gry telewizyjne z joystickami i ‘jamniki’ z kasetami. Pamiętacie je jeszcze? Czy też wspominacie je z rozrzewieniem?

Świat ruszył do przodu, a my razem z nim. Czasy praktycznych i zarazem śmiertelnie nudnych rozwiązań minęły. Dziś liczy się oryginalność. Dzięki temu, że w sklepach mamy tak ogromny wybór wszelakich dóbr, możemy pozwolić sobie na szaleństwa, a praktyczne może być w końcu piękne. Możemy bawić się dobieraniem strojów i dodatków do domu. A tych jest od groma! Pomyślcie tylko, jak bardzo wszystko się zmieniło.

Kiedyś poduszki były tylko do spania. Dzisiaj są jednym z ważniejszych dodatków do domu. Leżą na łóżkach, sofach, krzesłach, ławkach i fotelach. Ba! Są nawet na podłogach! Nie wyobrażamy sobie bez nich salonu lub sypialni. I w sumie nie ma się czemu dziwić, bo wymieniając pokrowce poduszek możemy zupełnie zmienić oblicze wnętrza.

Naprawdę świetne okazy udało mi się znaleźć w sklepie internetowym DaWanda! Z setek różnych poduszek wybrałam moich siedmiu ulubieńców, aby na ich przykładzie pokazać Wam, jak możecie dzięki nim zmienić wygląd jednej sypialni:

poduszki_propozycje_14.jpg

Która wersja podoba Wam się najbardziej? Wszystkie dekoracje, których użyłam do urządzenia sypialni również pochodzą z DaWanda. Każdy drobiazg mogłabym z łatwością wykorzystać w swoim domu... piękne ramki zrobione ze starego drewna, fototapeta, szydełkowe dywaniki, ławka z cudownymi nogami, koronkowe abażury... 

I wiecie co? A kto wie? Może za kilkanaście lat z tęsknotą w głosie będziemy mówić o telefonach komórkowych, mrożonych pizzach i blogach? Będziemy mieszkać w domach ze ścianami udekorowanymi tapetami digital, które jak kameleon będą mogły zmieniać kolory. Jeździć samochodami napędzanymi powietrzem i nosić ubrania zimowe z cieniuteńkich tkanin, w których i tak będzie nam ciepło. W każdym razie tak wygląda moja wizja przyszłości. A jak wygląda Wasza?

PS. Tak wyglądała moja wizualizacja sypialni przed zmianami:


Szkoła Pięknego Wnętrza - Co zabija nudę w jadalni?

Powoli odchodzą w zapomnienie czasy, gdy w domach było osobne pomieszczenie na jadalnię. Mały metraż mieszkań i poszukiwanie funkcjonalnych rozwiązań sprawiły, że kącik jadalniany robimy najczęściej w kuchni lub bezpośrednio przy niej. Wszak wygodniej jest zrobić tylko kilka kroków do stołu z gorącym talerzem, niż pokonywać metry, aby się dostać do drugiego pomieszczenia. Zapraszam Was na kolejną lekcję Szkoły Pięknego Wnętrza o jadalniach.

Gwiazdą jadalni jest oczywiście stół, dlatego zanim zdradzę Wam kilka dekoracyjnych ticków, postaram się nauczyć Was rzeczy lub dwóch o stołach.

Stoły w liczbach:

  • Większość stołów ma od 73 do 76 cm wysokości. Jeśli znajdziecie coś niższego upewnijcie się, że wybierzecie do niego odpowiednio niskie krzesła.
  • Długi na 1.20 m stół wygodnie pomieści cztery osoby, choć 6 też się zmieści.
  • Długi na 1.40 m stół wygodnie pomieści sześć osób.
  • Przy stole o długości 160 cm wygodnie usadzimy osiem osób.

Moja uwaga:

Powierzchnia stołu powinna być dostosowana do tego, w jaki sposób będziecie go używać. Jeśli stół będzie używany każdego dnia nie tylko do jedzenia posiłków, ale i pracy, czy odrabiania zadań domowych i kreatywnego wyżywania się dzieci, lepiej wybrać stół z blatem, który będzie łatwo wymyć.


 

1.     Stół tradycyjny: będzie dobrze wyglądał we wnętrzach klasycznych i urządzonych w stylu shabby chic. Dla nadania mu mniej formalnego wyglądu można połączyć go z ławką w podobnym stylu.

2.     Okrągły: idealny, jeśli lubicie rozmawiać przy stole. Ten typ stołu najlepiej będzie się prezentował z nowoczesnymi krzesłami.

3.     Rustykalny, nowoczesny: ociepli wygląd nowoczesnych wnętrz. Jego niebywałą zaletą jest, że można go połączyć z jakimikolwiek krzesłami!

4.     Ten styl będzie świetnie wyglądał z pomieszanymi krzesłami (pomalowanymi jednak na ten sam kolor).

5.     Nowoczesny: będzie pasował w praktycznie każdym wnętrzu i do każdych krzeseł.

 


Pamiętajcie! Okrągłe stoły są najlepsze, jeśli lubicie urządzać przyjęcia – łatwiej Wam będzie rozmawiać przy nich z wszystkimi gościami. Kwadratowe wyglądają bardziej dramatycznie we wnętrzu, przez co na pewno nie powieje w nim nudą, a prostokątne są najczęstszym wyborem.


Ludzie często myślą, że przy urządzaniu jadalni nie ma wielkiego pola do popisu. Stół, krzesła, być może kredens i jakaś lampa nad stołem... i to wszystko. A ja zawsze im powtarzam, że się mylą. Wszak piękne wnętrze, to nie tylko meble. To też dodatki!

Krzesła:

Ja lubię, gdy ich oparcie jest dobrze widoczne znad stołu, choć w bardzo nowoczesnych wnętrzach jest tendencja do wybierania tych z niskimi oparciami. Zasada jednak jest taka: im wyższe i bardziej kanciate oparcia, tym bardziej formalny wygląd jadalni. Wtedy warto pokusić się o element ‘relaskujący’, jak ławka po jednej stronie stołu i kilka poduszek na krzesłach (poduszki sprawdzą się również, gdy w jadalni brakuje koloru).

Obite krzesła są bardziej wygodne, jednak i cięższe do utrzymania w czystości. Jeśli wolicie tapicerowane meble, wybierzcie te obite skórą, lub materiałem w szalone wzory, na którym nie będzie widać plam.


Oświetlenie:

Idealna wysokość lampy nad stołem to 120 cm. Zamiast nudnych lamp typowych dla jadalni, wybierzcie coś, co będzie miało ogromny wpływ na wygląd kącika jadalnianego: kolorowe pendanty, bogate żyrandole lub bardzo duże abażury. Niech rzucają się w oczy i szokują. Tylko wtedy unikniecie efektu ‘nudnej jadalni’.

Warto zamontować przyciemniacz lampy, dzięki któremu stworzycie bardziej relaksującą atmosferę. Nie zapominajcie o bocznym oświetleniu! Oprócz żyrandola warto zamontować (np. na kredensie obok) lampy stołowe i kilka świeczek. Wszak nie ma nic lepszego od kolacji przy świecach!


Tekstylia:

Poduszki, obrusy, bieżniki, zasłony, rolety, dywany... Bez nich jadalnia nie ma szansy przebicia. Jakże często rozmawiam ze zdesperowanymi posiadaczami jadalni. Pytają, co zrobić, żeby nie było tak pusto i nijako? Po pierwsze – dywan. Nigdy, przenigdy nie zapominajcie o dywanie w jadalni! Po drugie – obrusy i bieżniki: czy zwróciliście kiedyś uwagę na to, jak bardzo możecie odmienić wygląd zwykłego stołu dzięki prostemu obrusowi? Tak... tekstylia są tu niesamowicie ważne...


Kredensy, bufety, witryny...

W jadalni warto znależć miejsce na dodatkowe miejsce do przechowywania obrusów i zastawy. Jeśli jesteście szczęśliwymu posiadaczami pięknych wazonów i talerzy, może zamiast kredensu warto ustawić witrynę, aby na okrągło móc cieszyć oczy swoimi zdobyczami?
Nie zapominajcie o przestrzeni nad kredensami: ożywicie ją ogromnymi lustrami lub pięknymi obrazami.



Kilka moich dekoracyjnych tricków:

  • Nowoczene jadalnie będą dobrze wyglądały urządzone tylko w dwóch kolorach. Na przykład jadalnie w stylu skandynawskim zyskają na wyglądzie przy białych ścianach, które wydobędą piękne, drewniane meble na pierwszy plan.
  • Mieszajcie styl mebli: odłóżcie czasy, gdy wszystkie meble kupowało się w jednym sklepie z tego samego kompletu w zapomnienie. Nic tak nie zabija nudy, jak mieszanie różnych stylów mebli! A jeśli boicie się, że nic do siebie nie będzie pasowało, pamiętajcie, że kolor potrafi WSZYSTKO połączyć w spójną całość.
  • Jeśli chcecie, żeby jadalnia wyglądała drogo i elegancko, udekorujcie ją powierzchniami, które odbijają światło: lustrzane meble, srebrne lub złote dodatki. Całość ocieplicie krzesłami obitymi welwetem i wazonami z kwiatami. Pamiętajcie, że ciemne kolory mają tendencję do wyglądania na droższe!
  • Kilka prostych zmian wystarczy, aby stół stał się miejscem do pracy. Użyjcie tacek, które szybko pomogą Wam odłożyć wszystkie przedmioty zalegające na stole, gdy ten będzie potrzebny podczas posiłku. 

Zajrzyjcie na moje tablice inspiracyjne na Pinterest, jeśli szukacie ciekawych zdjęć jadalni. Ponad sto najpiękniejszych zdjęć z sieci z pewnością zaspokoi Waszą ciekawość :)