diy

Czarno-białe fotografie do pobrania... prosto z Dingle

Czy macie gdzieś takie miejsce, do którego Was ciągnie? Miejsce, do którego możecie uciec, gdy jest Wam źle, lub poczuliście zachwianą równowagę i czujecie, że tylko tam możecie ją odzyskać? Okolicę, której już sam widok Was relaksuje? Chcę Was jednak przystopować. Jeśli myślicie teraz o swoim domu lub ogrodzie – to się nie liczy.

Moje ‘dobre miejsce’ jest jakieś półtorej godziny jazdy samochodem od mojego domu, w cudownej miejscowości Dingle. Góry i ocean w jednym. Piękne, kolorowe miasteczko, wspaniała atmosfera, cudowne plaże... Jeśli kiedykolwiek będziecie w Irlandii, koniecznie musicie je zobaczyć na własne oczy. Ja już od wielu lat jestem nim oczarowania.

Plakaty do pobrania. InteriorsPL.com

 

Jedną z głównych atrakcji Dingle, nie jest dla mnie wbrew pozorom znany delfin Fungi, a cudownie kremowe, ręcznie robione lody o smaku soli morskiej z małej lodziarni Murphy’s. To najlepsze lody, jakie kiedykolwiek jadłam. Lepsze nawet od włoskich z Włoch! Tak więc naturalnym jest, że ilekroć tam jestem, zachodzę do środka i cierpliwie czekam w długiej kolejce, aby standardowo zamówić dwie gałki lodów i kawę latte. A kolejki tam są prawie zawsze, nie ważne od pory roku. A wiecie, co jest najlepsze? Że za darmo możecie spróbować każdego smaku lodów, zanim zdecydujecie, które chcecie.

 

Tak więc siedziałam sobie wczoraj w Murphy’s i zajadałam lodami, gdy za oknem padał grad i były tylko jakieś 3 stopnie na plusie. Ale ani mnie, ani ogromnej grupie Amerykanów to wcale nie przeszkadzało. Bowiem powiadam Wam – te lody wkrótce będą bardziej znane od Fungi.

Plakaty do pobrania. InteriorsPL.com

 

Miasteczko Dingle jest typowym miastem turystycznym, z wieloma hotelami, B&B, barami, restauracjami i sklepami. Tutaj jednak zdaje się panować zasada, że im bardziej kolorowa elewacja budynku, tym lepiej. Przekupki na targu próbują nawołać klientów. Tutaj klienci są nawoływani kolorami. Przechadzając się więc uliczkami, można niejednokrotnie dostać oczopląsu: fioletowe budynki z turkusowymi okiennicami tuż obok neonowo-żółtych drzwi. Coś cudownego. Tutaj nie można się dąsać lub strzelać fochy.

 

Kidy znudzi Wam się feeria barw, proponuję Wam zabawę – wsiądźcie do samochodu, wyjedźcie z miasteczka i od teraz skręcajcie z głównej drogi w każdą wiejską idącą w stronę oceanu: ile dzikich plaż uda Wam się znaleźć? Ja po tylu latach nadal odkrywam kolejne, coraz to nowe, które jakimś sposobem przeoczyłam poprzednimi razy. Jeśli zgłodnieliście, zróbcie sobie piknik. Ja otworzyłam mój termos z kawą, wyciągnęłam zapakowane kanapki i wdychając te świeże morskie powietrze, zjadałam wszystko ze smakiem. Długo jednak nie zabawiłam, bo zaczął się przypływ. Ale dzięki temu odwiedziłam kolejną plażę... i jeszcze kolejną... Aż w końcu dotarłam do Inch Beach – plaży, po której można jeździć samochodem. Oczywiście nie było mi to dane z powodu rzeczonego przypływu, ale zdążyłam na zachód słońca. Nie ja jedna. Obok mnie ustawiło się kilka innych aut – każdy z zapartym tchem obserwował, co Matka Natura nam zgotowała.

Plakaty do pobrania. InteriorsPL.com

 

Do domu wróciłam z garścią muszli, odciskami na piętach (od nowych butów), lżejszą głową i naładowanymi bateriami. Ale nie tylko! Zrobiłam ponad 300 zdjęć podczas tej wyprawy. Z Wami chcę podzielić się czterema. Są to czarno-białe fotografie do pobrania. Przedstawiają fasady budynków z Dingle. Każdy niepowtarzalny, każdy wyjątkowy. Hotel, bary i sklep – kwintesencja miasteczka. U mnie zawisną w biurze, gdy tylko wydrukuję je na większym formacie. A Wy gdzie planujecie je zawiesić?

Kliknijcie w poniższe linki, aby pobrać zdjęcia w większym formacie.

 

Czy byliście kiedyś w Dingle? Jakie były Wasze wrażenie z tej miejscowości? Co Was urzekło w nim najbardziej? A może spotkaliście się oko w oko ze staruszkiem Fungi?

Plakaty do pobrania. InteriorsPL.com
Plakaty do pobrania. InteriorsPL.com