Moim zdaniem

8 rzeczy, których NIE robimy w samolocie

Od lat przynajmniej kilka razy w roku latam samolotami. Wizyty rodziny w Polsce, urlopy za granicą, szkolenia... Miałam loty lepsze i gorsze. Turbulencje, opóźnienia, chamstwo współpasażerów, zmęczone stewardessy. Mam wrażenie, że już wszystko widziałam. Latanie (przynajmniej dla mnie) jest stresującym przeżyciem, a o ileż przyjemniej byłoby siedzieć w samolocie, gdyby moi współpasażerowie znali kilka podstawowych zasad savoir vivru. Moglibyśmy uniknąć tylu nieprzyjemnych sytuacji a i lot wtedy nie byłby taki straszny.

czego_nie_robimy_w_samolocie141.jpg

 

  1. Nie wchodzimy na pokład narąbani jak beka. Po pierwsze osobom siedzącym obok bardzo nieprzyjemnie jest siedzieć w alkoholowych oparach nieświeżego oddechu. Po drugie, kiedyś mój lot był opóźniony prawie pół godziny z powodu awanturujących się pijaków! Zaczęło się niewinnie od wołania stewardess z pytaniem, czy się rozbijemy. Skończyło na krzyczeniu na załogę. Musiała być wezwana straż lotniska, a awanturnicy wyprowadzeni z samolotu. Wtedy nikomu nie było do śmiechu.
  2. Wyłączamy dźwięki w grach i filmach. Inni mogą chcieć spać!
  3. Nie puszczamy bąków. Serio mówię. Siedziałam wczoraj obok takiego. W powietrzu unosił się namacalny zielony dymek... Pan powinien dostać się do księgi rekordów Guinessa, bo pierdział z prędkością jednego bąka na dwie minuty! A do toalet jest przecież tylko kilka kroków...
  4. Cierpliwość ponad wszystko. Stewardessa też człowiek i też może mieć gorszy dzień.
  5. Nie krzyczymy i nie mówimy podniesionym głosem. Nie zapominajmy, że wokół nas siedzą ludzie, którym może to przeszkadzać. Albo dzieci, które chcą spać. A skoro już jesteśmy przy dzieciach...
  6. Nie narzekamy na płaczące dzieci. A jeśli nam to tak bardzo przeszkadza, zaopatrujemy się w słuchawki z uspokajającą muzyką. Wszak dzieci nie rozumieją, co się dzieje, są przestraszone lub zwyczajnie zmęczone.
  7. Nie przepychamy się do wyjścia. Najpierw wychodzą osoby z pierwszych i ostatnich rzędów. Nie widzę sensu w takim przepychaniu się do wyjścia tym bardziej, że i tak wszyscy muszą czekać w kolejce do odprawy paszportowej, a później po bagaż.
  8. Podczas kasłania zakrywamy usta. To samo podczas kichania lub ziewania. Takie to oczywiste, a jednak nie do wszystkich dociera.

Jedyne, co mi się podoba w lotach do i z Polski, to oklaski po wylądowaniu. Zdaje się, że jesteśmy jedynym narodem, który tak robi!

Czy o czymś zapomniałam? Z jakimi doświadczeniami Wy się spotkaliście? Jakie są Wasze przemyślenia odnośnie latania? 


15 rzeczy, których nauczyłam się przez lata mieszkania w Irlandii

Już za kilka dni w Irlandii zapanuje pijaństwo, szaleństwo i zabawa. Dzień Świętego Patryka kojarzy się wszystkim nie tyle z kolorem zielonym, co właśnie Irlandią. U nas jest to dzień wolny od pracy, gdzie najpierw obowiązkowo idzie się na paradę, żeby później zabrać całą rodzinę do baru. Pamiętam moje zszokowanie, gdy pierwszy raz w ten dzień weszłam do pubu zapełnionego biegającymi po nim... dziećmi! Tu to jednak nic niezwykłego. Ot, tradycja. Oczywiście dzieciom alkoholu się nie serwuje. Piszę to, żeby nie było żadnych niejasności, choć statystyki mówią coś zupełnie innego... Średnia wieku próbowania alhoholu po raz pierwszy to 7 lat!

Do Irlandii przyleciałam w lutym 2006 roku – młoda, niedoświadczona, pierwszy raz za granicą. Zielona, jak ta wyspa, na której wylądowałam. Początkowo mało widziałam i niewiele doświadczyłam robiąc wszystkie nadgodziny w pracy, jakie tylko mogłam dostać. Z upływem czasu zaczęłam jednak dostrzegać powtarzające się schematy. Historie, które jak to historie - lubią się powtarzać: czasem mnie zaskakują, czasem rozśmieszają, innym razem sprawiają, że aż mi ręce opadają... Są jednak, a ja przyzwyczaiłam się do nich. Wszak są moim chlebem powszednim...

Oto czego przez te lata nauczyłam się o tubylcach ziemii Eire:

  1. Irlandczycy są bardzo wyrozumiali. Jeśli powie się ‘przepraszam, mój angielski nie jest najlepszy’ uśmiechną się i powiedzą, że mamy lepszy angielski, niż oni mają polski. Najśmieszniejsze jest to, że każdy zawsze Wam tak odpowie. Czy oni uczą się tego w szkole???
  2. Są przyjaźni (zwłaszcza w małych miasteczkach i we wioskach): uwielbiam przejeżdżać przez małe miejscowości – wszyscy pozdrawiają się machnięciem ręki (choć częściej zwykłym kiwnięciem palca znad kierownicy)
  3. Lubią ogień: gdy w deszczowy lub wietrzny dzień zapytasz irlandczyka, jakie ma plany na wieczór, na bank Ci odpowie, że będzie się grzał przy kominku (choć nie musi to oznaczać, że zrobi to u siebie w domu. W starych barach i restauracjach nadal jeszcze są kominki, których używa się w chłodniejszy dzień). I tu śmieszna rzecz, którą zauważyłam: jeśli nie zamkniesz za sobą drzwi po wyjściu z lub wejściu do pokoju, w którym pali się ogień, urwanie głowy gwarantowane ;)
  4. Lubią jeść w restauracjach i barach – może jestem starej daty, ale gdy mieszkałam jeszcze w Polsce, do restauracji chodziło się tylko na specjalne okazje lub spotkania biznesowe. Tutaj każdy powód jest dobry, aby zjeść poza domem: spotkanie ze znajomymi, przerwy w pracy, zakupy...
  5. Uwielbiają herbatę z mlekiem. Robią ją przy byle okazji i piją kilkanaście razy dziennie (co najmniej). Mój mąż, jego cała rodzina i wszyscy znajomi na ziołowe herbatki nawet nie spojrzą, ale maniakalnie wręcz popijają bawarki. Nie daj Boże zrobicie sobie herbatę bez zaoferowania zrobienia jej również domownikom...
  6. Lubią dziwne kanapki. W jakim byłam szoku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam, że ktoś je kanapkę z bananem, lub chleb z serem i cebulowymi czipsami :)
  7. Gdy są chorzy piją gorącą whiskey. Raz spróbowałam się tak kurować. Następnego dnia oprócz przeziębienia leczyłam potężnego kaca.
  8. Koszenie trawy jest święte: im większa i lepsza kosiarka, tym bardziej zazdrosny sąsiad. Im piękniejszy trawnik, tym bardziej zazdrosna cała ulica :)
  9. Lubią fast-foody: gdy Irlandczyk idzie do baru się upić, możecie być pewni, że nad ranem spotkacie go zamawiającego frytki z serem, bekonem i sosem czosnkowym oraz burgera.
  10. Uwielbiają komentować pogodę: choć w 90% przypadków konwersacja brzmi ‘Ale mamy dziś brzydką pogodę. A jutro ma być jeszcze gorzej’
  11. Narzekają na dentystów: a Ci są baaaardzo drodzy. Za kanałowe leczenie jednego zęba możecie zapłacić nawet do 800 euro!
  12. Mają problem z myciem okien: wszystkie okna otwierają się na zewnątrz. Jeśli mieszka się w piętrowym budynku, trzeba się sporo naskakać po wysokiej drabinie, żeby je umyć!
  13. Biorą ślub bardzo późno: normą jest, że irlandzkie pary są ze sobą co najmniej 10 lat, zanim postanowią się pobrać. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że najlepszy czas na zawarcie związku małżeńskiego jest po trzydziestce (do nich też należał mój mąż).
  14. Lubią razić po oczach: moją zmorą jest podróżowanie autem w nocy. Niestety zauważyłam, że około 60% irlandzkich kierowców zbyt późno wyłącza długie światła oślepiając kierowców z naprzeciw. Gdy zapytałam kolegę, czy tak robi odparł, że i owszem. Czeka, aż kierowca z naprzeciw pierwszy zgasi światła... Szaleństwo.
  15. Znają mnóstwo Polaków. Jeśli poznacie nowego Irlandczyka, na bank zapyta Was, skąd jesteście (akcent nas zawsze zdradzi). Gdy tylko usłyszy, że z Polski, przygotujcie się na historię o tym, jak pracował (a jeśli nie on, to na pewno ktoś z jego rodziny) z Polakami i jak ciężko pracującym narodem jesteśmy. Czasem jednak można usłyszeć ‘From Holland!?!’ pełnym nadziei głosem. Niestety nadzieja szybko ustępuje miejsca zawiedzeniu, gdy go poprawimy... No cóż...
czego_sie_nauczylam_w_Irlandii_14.jpg

Ja na emigracji (a skoro o tym już mowa, czy znacie już życiowe obrazki strony Na emigracji? Wspaniale oddają charakter życia poza granicami kraju!) znalazłam swój dom. Gdyby ktoś w 2002 roku powiedział mi, że tak potoczą się losy mojego życia wyśmiałabym go. Zaczynałam właśnie studia, wynajęłam mieszkanie w Poznaniu, byłam zakochana... świat stał przede mną otworem... świat ten w Polsce ma się rozumieć. Ileż się zmieniło od tamtego czasu! Ale jeśli to wszystko stało się, żebym mogła znaleźć się tu, gdzie jestem dzisiaj, nie zmieniłabym ani chwili :)

Czy byliście kiedyś w Irlandii? Co Was w niej najbardziej zaskoczyło? Ja do teraz nie mogę przyzwyczaić się do dwóch kranów – jeden z lodowatą wodą, drugi z wrzątkiem :) Ale wiecie co kocham w niej najbardziej? Te krajobrazy! Wyżyny, wzgórza, bliskość oceanu , zielone pola i pastwiska... wiosną najpiękniesze, mieniące się ferrią kolorów i barw. I co z tego, że pada? Jeśli pada, żeby było tak pięknie, to niech sobie pada dalej!

czego_sie_nauczylam_w_Irlandii_141.jpg

15 powodów, dla których warto założyć bloga

Odkąd sięgam pamięcią miałam dziesiątki różnych hobby. Jedne z nich przetrwały do dzisiaj, inne skończyły się szybciej, niż zaczęły. Mogę jednak śmiało stwierdzić, że żadne z moich hobby tak bardzo nie odmieniło mojego życia, jak blogowanie. To wspaniała przygoda, która, mam nadzieję, nigdy się nie skończy. Stałam się dzięki niej lepszą, bardziej kreatywną i zorganizowaną osobą. Nie boję się już głośno mówić tego, co myślę i choć niektórzy mogliby rzec, że takie mądrości wpadają do głowy wraz z wiekiem, ja jestem przekonana, że to od blogowania ;)

dlaczego_warto_blogowac141.jpg

Gdzieś po drodze zatarła mi się granica pomiędzy pisaniem dla przyjemności, a pisaniem z potrzeby podzielenia się z Wami historiami ciekawych wnętrz i mojego życia. Jedno z moich ulubionych powiedzonek rzecze, że las byłby strasznie nudny, gdyby śpiewały w nim tylko najpiękniej śpiewające ptaki. Każdy z nas ma swój głos i swoją historię. Świat byłby przerażająco nudny, gdyby wypowiadały się w nim same gwiazdy i sławy, nie sądzicie?

Nie bez powodu namawiam wszystkich moich znajomych do założenia bloga. Moje życie stało się dzięki niemu o wiele bardziej ciekawsze i bardziej uporządkowane, dlatego jeśli zastanawialiście się kiedyś, czy powinniście, czy nie... nie zwlekajcie ani minuty dłużej! Już po kilku dniach przekonacie się, jak bardzo się wciągnęliście. Znacie Kasię z Twoje DIY? Podobno ja byłam dla niej inspiracją do założenia własnego bloga. Teraz mogę napisać i jestem pewna, że się ze mną zgodzicie, że Kaśka jest naszą nową polską Marthą Stewart: kusi świetnymi projektami, inspiruje pomysłami i ma całe pokłady zapału do pracy (jak ona to robi???). Prawda jest taka, że najgorzej jest zacząć. Później pójdzie już z górki :)

dlaczego_warto_blogowac143.jpg

15 powodów, dla których powinniście założyć bloga:

  1. Nabierzecie zdrowszych nawyków: poznacie prawdziwe znaczenie słów ‘organizacja czasu’, poświęcenie i dyscypilina. Planowanie postów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem stanie się pestką. Z palcem w nosie (oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu) zaczniecie zarządzać swoim czasem wolnym tak, aby starczyło go dla męża, rodziny, psa, domu i dla jeszcze Was samych. Nie wierzycie? Przeczytajcie, jak ja to robię TU.
  2. Poznacie nowych ludzi: blogi są jak swoistego rodzaju pamiętniki, dlatego czytając je zaczynacie po pewnym czasie odnosić wrażenie, że osoby, które je piszą są Wam bardzo bliskie: znacie ich przyzwyczajenia, nawyki, niewinne sekrety... Piszecie pierwszy komentarz, czasem maila... Wasze grono wirtualnych znajomych stopniowo się poszerza. I dlaczego nie? Blogowy światek jest przyjazny, wszyscy są w nim dla siebie mili i nawzajem sobie kibicują... jedyne, czego w nim brakuje, to właśnie Ciebie ;)
  3. Będziecie inspirować: każdy nowy post będzie ociekał Waszymi przemyśleniami, wiedzą lub umiejętnościami. Niejednokrotnie, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, będziecie inspiracją dla innych. Być może zmotywujecie kogoś do zmiany makijażu, do upieczenia nowego ciasta lub lepszej organizacji czasu? Nie ma nic lepszego na świecie od czytania maili od czytelników z podziękowaniem za inspirację do zmiany lub działania.
  4. Staniecie się bardziej świadomi: szybko zauważycie, że czytelnicy zostawiają pod Waszymi postami komentarze. Będą dzielili się z Wami swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przeżyciami, sprawiając, że innym okiem spojrzycie na różne sytuacje. Będziecie wdawali się z nimi w ciekawe dyskusje, czasem nawet pytali o radę... To zupełnie tak, jakby mieć u swojego boku całą masę świetnych przyjaciół ;) I skoro już jesteśmy przy tym punkcie, to:
  5. Nigdy nie będziecie samotni: nic Wam lepiej nie uświadomi tego lepiej od kilku komentarzy od zupełnych nieznajomych, którzy zgadzają się z Twoimi opiniami lub myślą tak samo, jak Ty!
  6. Życie się zawęża, gdy się starzejemy. Zapuszczamy korzenie, nabieramy stare nawyki, popadamy w rutynę... Blogowanie jest przygodą, w której nigdy nie wiemy, co się za chwilę stanie. Tutaj nie ma miejsca na rutynę! Jeśli zaś chodzi o nawyki...
  7. Wyrobicie w sobie nawyk dostrzegania najważniejszych momentów: nie będziecie w stanie pisać o każdej drobnostce lub myśli, jaka przytrafi Wam się w życiu, dlatego nauczycie się czekać na te, które nie tylko były dla Was najważniejsze, ale takie, które będą mogły zainsprować innych. Zaczniecie dzięki temu zwracać szczególną uwagę, aby te chwile były wyjątkowe.
  8. Staniecie się lepszymi pisarzami: praktyka czyni mistrza, a pisanie to naprawdę nic strasznego! Gdy zaczniecie, nie będziecie mogli przestać – nie żartuję. Torebkę i kalendarz, który w niej noszę mam wypchane karteczkami i notatkami z myślami, które wpadają mi znienacka do głowy. Nauczyłam się, że lepiej je czasem zapisać, bo łatwo o nich później zapomnieć. W ten sposób powstają zalążki moich nowych postów lub nowe pomysły do książki, którą właśnie piszę.
  9. Zaczniecie dotrzymywać obietnic: słowo pisane zobowiązuje. Na łamach bloga niejednokrotnie będziecie snuć plany i marzenia... sama świadomość tego, że są w cyberprzestrzeni i czytają je rzesze czytelników sprawi, że postaracie się zrobić wszystko, co w Waszej mocy, aby je spełnić i zrealizować. Ja niedawno podzieliłam się z Wami moją listą planów na ten rok – przeczytacie o niej TUTAJ. Już skreśliłam kilka pozycji z tej listy. Wkrótce skreślę kolejne :)
  10. Staniecie się bardziej odważni: ja przestałam bać się wyrażać swoje opinie, których brakowało na początku istnienia bloga. Jestem unikalna i wyjątkowa – zupełnie jak każdy z Was. Wszyscy jesteśmy niepowtarzalni, z własnymi opiniami i poglądami i każdy z nas ma do zaoferowania coś wspaniałego: czy to dobre słowo, chęć niesienia pomocy, talent artystyczny lub łatwość w przekazywaniu wiedzy. Blogowanie pomoże Wam to znaleźć!
  11. Wasze życie nabierze innego znaczenia: gdy już zaczniecie pisać o swoim życiu, planach i myślach, które siedzą w Waszych głowach, zaczniecie zastanawiać się, kim tak naprawdę jesteście? Czego oczekujecie od życia, co chcecie w nim osiągnąć lub jakie marzenia zrealizować? Znajdziecie cel, zrozumiecie, co naprawdę lubicie i czy jesteście szczęśliwi we własnej skórze. To lepsze od terapii!
  12. Zarobicie pieniądze: może nie od razu i nie miliony, ale czyż nie jest fajnie mieć hobby, które pomoże Wam zarobić?
  13. Blog jest jak pamiętnik: będziecie zapisywać w nim najważniejsze myśli i dzielić się najciekawszymi momentami swojego życia. Wracając do archiwum starszych postów zobaczycie, ile się zmieniło od tamtego czasu... jak bardzo Wy się zmieniliście... Czasem spojrzycie na udokumentowaną w ten sposób przeszłość i zrozumiecie, co musicie poprawić w przyszłości...
  14. Zostawicie znak: jeśli chcecie zostawić po sobie jakiś ślad, blogowanie jest dla Was!
  15. Zareklamujecie swój biznes: jeśli jesteście właścicielami sklepu, biznesu lub po prostu lubicie tworzyć, a chcielibyście dodatkowo na tym zarobić, blog pomoże Wam zdobyć nowych klientów i stworzyć sieć kontaktów.
dlaczego_warto_blogowac143.jpg


Przekonałam Was?

A co jeśli już macie bloga? Zostawcie do niego link w komentarzach pod tym postem. Nie siedźcie w ukryciu: poznajmy się nawzajem!


Jak się spakowałam... żeby nie mieć ciężkiej walizki

Czas się zacząć pakować na wylot do Londynu. Lecę tylko na dwie noce, więc biorę ze sobą tylko bagaż podręczny, czyli mojego niezastąpionego, pakownego i wodoodpornego Calvina Kleina. Ma mnóstwo przegródek i specjalny, wbudowany pokrowiec na tableta lub laptopa.

pakowanie141.jpg

Torba jest pojemna, ale mimo wszystko nie mam zamiaru brać ze sobą wszystkiego, co mi się nawinie. Kręgosłup mam jeden, a poza tym wcale nie jest tak przyjemnie biegać po Londynie z obładowaną torbą. Zwłaszcza w tłumach ludzi, gdy wyskakuje się z jednego metra i pędzi do drugiego. Nauczyłam się tego rok temu podczas mojej ostatniej wizyty w Anglii, gdy jechałam na spotkanie z najpopularniejszą angielską designerką Abigail Ahern. Miałam ze sobą małą walizeczkę na kółkach i... nigdy więcej!


Mam specjalny sposób na pakowanie tylko niezbędnych rzeczy:

- Paszport i bilety

- Zamiast laptopa – tablet. Jest lżejszy i mogę na nim pracować, jak na laptopie.

- Telefon – niezbędny i z aparatem, gdy zajdzie potrzeba robić zdjęcia.

- Jedna ładowarka do telefonu i tabletu.

- Notatnik i długopis – niezbędne na kurs.

- Żel pod prysznic – nie biorę. Będzie w hotelowym pokoju.

- Mini szampon i odżywka do włosów (nie lubię tych hotelowych).

- Mini pasta i szczoteczka do zębów.


Moje kosmetyki:

- Puder Bare Minerals, z którym nigdy się nie rozstaję.

- Korektor pod oczy Clinicque, z którym również nigdy się nie rozstaję.

- Brązer do twarzy.

- 3 w 1, czyli zestaw kosmetyków Kim Kardashian: cienie do oczu, róż i rozświetlacz.

- próbka mojego perfumu DKNY.

- Kredka do brwi i maskara.

- Pędzle do makijażu.


Ubrania:

Tutaj trzeba było dobrze przemyśleć sprawę. Kozaki i spodnie te same na całą podróż, plus para bielizny na zmianę, świeża koszulka na kurs i koszulka nocna do spania.

pakowanie14a.jpg

 

Torba nie jest bardzo ciężka, powiedziałabym, że jest w sam raz. Nie jest przepakowana, dzięki czemu łatwiej się ją niesie. Tylko dlaczego zawsze, gdy się spakuję, w mojej głowie pojawia się ta okropna myśl, że czegoś zapomniałam... I to za każdym razem, gdy gdzieś lecę??? 

Wprawdzie ja będę jutro pochłonięta chłonięciem wiedzy, ale przygotowałam dla Was post, w którym pokażę Wam najgorszy zakamarek mojego domu... a musicie wiedzieć, że jest ich kilka! Opowiem Wam, jaki mam plan jego odnowienia oraz pozwolę Wam o czymś zadecydować... Na razie nic więcej Wam nie zdradzę. Sami o wszystkim będziecie mogli przeczytać już jutro o 6 rano :) 


Z ostatniej chwili - właśnie sprawdzałam prognozę pogody w Londynie. Leje. Idę spakować jeszcze parasol... wrrrr...


Trochę prywaty: gdzie byłam, gdzie jestem i jak to się zaczęło

Każdy gdzieś kiedyś zaczynał. Jedni zaczęli od zera, innym pomogli rodzice, jeszcze inni mieli łut szczęścia, ale każdy gdzieś kiedyś musiał od czegoś zacząć, by być w miejscu, w którym jest dzisiaj.

A od czego ja zaczęłam? 

Jeszcze kilkanaście lat temu nie miałam żadnego pojęcia o dekorowaniu wnętrz. Po zdanej maturze w liceum ekonomicznym wyprowadziłam się z rodzinnych Wronek do Poznania, aby studiować zaocznie i pracować. Pierwszy miesiąc poza domem był jednym z najgorszych, jakie przeżyłam - szok mieszkania z zupełnie obcymi ludźmi w zupełnie nowym miejscu, brak pracy i szybko topniejące oszczędności zahartowały mnie na długie lata. Nigdy nie byłam chudsza, niż wtedy :) Jednak dałam sobie radę. Czasem bywało ciężko, ale dałam sobie radę. Moje urządzanie wnętrz ograniczało się do utrzymywania porządku w pokoju, ale i z tym czasem bywało trudno... Dwudziestolatki mają przecież ważniejsze sprawy na głowie:)

Po kilku latach, z ówczesnym wtedy narzeczonym, zrobiliśmy remont naszego wynajmowanego pokoju. Ściany zostały pomalowane na żółto, bo przecież pokój jest ciemny i trzeba go rozjaśnić (jak ja mało jeszcze wtedy wiedziałam!), pod sufitem została przyklejona nieśmiertelna bordiura, a wszystkie meble kupiliśmy w Ikea i Makro. Patrząc z perspektywy lat, muszę przyznać, że wcale mi to źle nie wyszło. Już wtedy musiałam mieć jakieś intuicyjne wyczucie smaku ;) Mniej więcej w tym czasie po raz pierwszy spotkałam się z forum wnętrzarskim. Byłam zafascynowana. Gdzieś natknęłam się jeszcze na forum rękodzieła, i o ile mnie pamięć nie myli, umieściłam na nim zdjęcia drobiazgów, które zrobiłam na pokazach w pracy... Pracowałam wtedy na dziale art&craft w Empiku w King Cross, a raz w tygodniu organizowaliśmy pokazy, na których tworzyliśmy wszystko od biżuterii, po pudełka decoupage i malowane ręcznie tkaniny, aż po filcowe zabawki. To były świetne czasy! Wyżywałam się artystycznie i jeszcze mi za to płacili! :)

Gdzie jestem teraz?

Wkrótce potem przeniosłam się do Irlandii... To tutaj tak naprawdę zaczęła się cała moja przygoda z urządzaniem. Związek z byłym się rozpadł, ale kilka miesięcy później poznałam przesympatycznego chłopaka, który miał niesamowity dar do rozśmieszania mnie. Wpadłam po uszy :) Dwa lata później zamieszkaliśmy razem w naszym wspólnym domu, a ja już na całego wsiąkłam w różne fora wnętrzarskie... Zapisałam się na kurs interior design i zakończyłam go z wyróżnieniem. Z osoby, która szukała pomocy na forach, szybko stałam się osobą, której pomocy zaczęli szukać inni ludzie. I tak zostało po dziś dzień.

Moja przygoda z urządzaniem wnętrz ciągle się toczy... Uczyłam się od najsłynniejszej angielskiej dekoratorki Abigail Ahern... w marcu przyszłego roku planuję uczyć się od kolejnej sławy (ale na razie nic więcej na ten temat nie zdradzę). Jestem otwarta na nowe wynalazki, pomysły i rozwiązania. Dodatkowo mam niesamowite zasoby wiedzy i chęć dzielenia się nią. Staram się nauczyć Was paru nowych rzeczy na łamach bloga, ale w sekrecie Wam zdradzę, że moim największym marzeniem jest napisać książkę.

Owszem, jeszcze kilkanaście lat temu nie miałam żadnego pojęcia o urządzaniu wnętrz, ale każdy przecież od czegoś musi zacząć. Ja zaczęłam od pasji. Teraz, lata później, mogę pochwalić się tym, że pisano o mnie w magazynach i na najsłynniejszych stronach internetowych w Polsce i na świecie, a każdego tygodnia tysiące ludzi zagląda na mojego bloga w poszukiwaniu nowych porad i inspiracji.

Przyszłość...

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Mówią, że tego nikt nie wie. Ja wiem jedno - nie zginę tak długo, jak długo mam moją pasję. Wierzę, że dostałam ten dar w jakimś celu i jestem z tego cholernie dumna! Robię to, co kocham... ile osób może powiedzieć to samo?