Już za kilka dni w Irlandii zapanuje pijaństwo, szaleństwo i zabawa. Dzień Świętego Patryka kojarzy się wszystkim nie tyle z kolorem zielonym, co właśnie Irlandią. U nas jest to dzień wolny od pracy, gdzie najpierw obowiązkowo idzie się na paradę, żeby później zabrać całą rodzinę do baru. Pamiętam moje zszokowanie, gdy pierwszy raz w ten dzień weszłam do pubu zapełnionego biegającymi po nim... dziećmi! Tu to jednak nic niezwykłego. Ot, tradycja. Oczywiście dzieciom alkoholu się nie serwuje. Piszę to, żeby nie było żadnych niejasności, choć statystyki mówią coś zupełnie innego... Średnia wieku próbowania alhoholu po raz pierwszy to 7 lat!
Do Irlandii przyleciałam w lutym 2006 roku – młoda, niedoświadczona, pierwszy raz za granicą. Zielona, jak ta wyspa, na której wylądowałam. Początkowo mało widziałam i niewiele doświadczyłam robiąc wszystkie nadgodziny w pracy, jakie tylko mogłam dostać. Z upływem czasu zaczęłam jednak dostrzegać powtarzające się schematy. Historie, które jak to historie - lubią się powtarzać: czasem mnie zaskakują, czasem rozśmieszają, innym razem sprawiają, że aż mi ręce opadają... Są jednak, a ja przyzwyczaiłam się do nich. Wszak są moim chlebem powszednim...
Oto czego przez te lata nauczyłam się o tubylcach ziemii Eire:
- Irlandczycy są bardzo wyrozumiali. Jeśli powie się ‘przepraszam, mój angielski nie jest najlepszy’ uśmiechną się i powiedzą, że mamy lepszy angielski, niż oni mają polski. Najśmieszniejsze jest to, że każdy zawsze Wam tak odpowie. Czy oni uczą się tego w szkole???
- Są przyjaźni (zwłaszcza w małych miasteczkach i we wioskach): uwielbiam przejeżdżać przez małe miejscowości – wszyscy pozdrawiają się machnięciem ręki (choć częściej zwykłym kiwnięciem palca znad kierownicy)
- Lubią ogień: gdy w deszczowy lub wietrzny dzień zapytasz irlandczyka, jakie ma plany na wieczór, na bank Ci odpowie, że będzie się grzał przy kominku (choć nie musi to oznaczać, że zrobi to u siebie w domu. W starych barach i restauracjach nadal jeszcze są kominki, których używa się w chłodniejszy dzień). I tu śmieszna rzecz, którą zauważyłam: jeśli nie zamkniesz za sobą drzwi po wyjściu z lub wejściu do pokoju, w którym pali się ogień, urwanie głowy gwarantowane ;)
- Lubią jeść w restauracjach i barach – może jestem starej daty, ale gdy mieszkałam jeszcze w Polsce, do restauracji chodziło się tylko na specjalne okazje lub spotkania biznesowe. Tutaj każdy powód jest dobry, aby zjeść poza domem: spotkanie ze znajomymi, przerwy w pracy, zakupy...
- Uwielbiają herbatę z mlekiem. Robią ją przy byle okazji i piją kilkanaście razy dziennie (co najmniej). Mój mąż, jego cała rodzina i wszyscy znajomi na ziołowe herbatki nawet nie spojrzą, ale maniakalnie wręcz popijają bawarki. Nie daj Boże zrobicie sobie herbatę bez zaoferowania zrobienia jej również domownikom...
- Lubią dziwne kanapki. W jakim byłam szoku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam, że ktoś je kanapkę z bananem, lub chleb z serem i cebulowymi czipsami :)
- Gdy są chorzy piją gorącą whiskey. Raz spróbowałam się tak kurować. Następnego dnia oprócz przeziębienia leczyłam potężnego kaca.
- Koszenie trawy jest święte: im większa i lepsza kosiarka, tym bardziej zazdrosny sąsiad. Im piękniejszy trawnik, tym bardziej zazdrosna cała ulica :)
- Lubią fast-foody: gdy Irlandczyk idzie do baru się upić, możecie być pewni, że nad ranem spotkacie go zamawiającego frytki z serem, bekonem i sosem czosnkowym oraz burgera.
- Uwielbiają komentować pogodę: choć w 90% przypadków konwersacja brzmi ‘Ale mamy dziś brzydką pogodę. A jutro ma być jeszcze gorzej’
- Narzekają na dentystów: a Ci są baaaardzo drodzy. Za kanałowe leczenie jednego zęba możecie zapłacić nawet do 800 euro!
- Mają problem z myciem okien: wszystkie okna otwierają się na zewnątrz. Jeśli mieszka się w piętrowym budynku, trzeba się sporo naskakać po wysokiej drabinie, żeby je umyć!
- Biorą ślub bardzo późno: normą jest, że irlandzkie pary są ze sobą co najmniej 10 lat, zanim postanowią się pobrać. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że najlepszy czas na zawarcie związku małżeńskiego jest po trzydziestce (do nich też należał mój mąż).
- Lubią razić po oczach: moją zmorą jest podróżowanie autem w nocy. Niestety zauważyłam, że około 60% irlandzkich kierowców zbyt późno wyłącza długie światła oślepiając kierowców z naprzeciw. Gdy zapytałam kolegę, czy tak robi odparł, że i owszem. Czeka, aż kierowca z naprzeciw pierwszy zgasi światła... Szaleństwo.
- Znają mnóstwo Polaków. Jeśli poznacie nowego Irlandczyka, na bank zapyta Was, skąd jesteście (akcent nas zawsze zdradzi). Gdy tylko usłyszy, że z Polski, przygotujcie się na historię o tym, jak pracował (a jeśli nie on, to na pewno ktoś z jego rodziny) z Polakami i jak ciężko pracującym narodem jesteśmy. Czasem jednak można usłyszeć ‘From Holland!?!’ pełnym nadziei głosem. Niestety nadzieja szybko ustępuje miejsca zawiedzeniu, gdy go poprawimy... No cóż...
Ja na emigracji (a skoro o tym już mowa, czy znacie już życiowe obrazki strony Na emigracji? Wspaniale oddają charakter życia poza granicami kraju!) znalazłam swój dom. Gdyby ktoś w 2002 roku powiedział mi, że tak potoczą się losy mojego życia wyśmiałabym go. Zaczynałam właśnie studia, wynajęłam mieszkanie w Poznaniu, byłam zakochana... świat stał przede mną otworem... świat ten w Polsce ma się rozumieć. Ileż się zmieniło od tamtego czasu! Ale jeśli to wszystko stało się, żebym mogła znaleźć się tu, gdzie jestem dzisiaj, nie zmieniłabym ani chwili :)
Czy byliście kiedyś w Irlandii? Co Was w niej najbardziej zaskoczyło? Ja do teraz nie mogę przyzwyczaić się do dwóch kranów – jeden z lodowatą wodą, drugi z wrzątkiem :) Ale wiecie co kocham w niej najbardziej? Te krajobrazy! Wyżyny, wzgórza, bliskość oceanu , zielone pola i pastwiska... wiosną najpiękniesze, mieniące się ferrią kolorów i barw. I co z tego, że pada? Jeśli pada, żeby było tak pięknie, to niech sobie pada dalej!