Made in China

Moje przygody z lampą-ananas

Po głowie już od jakiegoś czasu chodził mi pomysł, aby kupić sobie lampę-ananas. Szukałam, pytałam i nic. A jeśli już były, to kosztowały majątek. Śmieszy mnie to, po niby lampy designerskie, ale jednak wyprodukowane w Chinach. Mam wrażenie, że ostatnio wszystko jest Made in China, a Wy? Ubrania, dekoracje, biżuteria, sprzęt elektroniczny, zabawki...

Może dlatego tak bardzo lubię sklep TK&Maxx? To w nim kupiłam ręcznie malowaną zastawę z Włoch, kubki z Portugalii, dekoracje z Indii, itp. itd. Ale wracając do tematu lamp. Wkurzyłam się ostatecznie wczoraj wieczorem i obiecałam sobie, że sama sobie zrobię moją wymarzoną lampę. Chwyciłam za nożyczki, papier i taśmę malarską i zaczęłam kombinować. Nie chcę zapeszać, ale jak na razie produkcja lampy idzie mi świetnie! Skończyła mi się jednak w pewnym momencie taśma maskująca i musiałam dziś jechać do sklepu, żeby kupić więcej. Przy okazji udałam się na zakupy i kupiłam sandałki i koszulkę... oczywiście Made in China. 

Połowa lampy już gotowa!Jeśli się zepnę, uda mi się już dziś wieczorem ją skończyć. A później już tylko malowanie, szukanie odpwiedniego klosza i pochwalenie się Wam z efektem końcowym :) Ściskam,PS. Dziękuję za Wasze miłe komentarze pod poprzednim postem. Ciekawiły mnie Wasze opinie odnośnie zmian w biurze, nie sądziłam jednak, że będą aż tak pozytywne :) Kochane jesteście!

PS. 2. Od wczoraj działa mój sklepik z galeriami ściennymi. Zajrzyjcie tutaj, jeśli marzy Wam się ogromna galeria zdjęć rodzinnych - na przykład taka, jak w moim salonie:

Laurze Ashley mówię NIE!

Zdjęcie z internetowego katalogu Laury Ashley, ze strony 49Tydzień temu razem z moją przyjaciółką, a zarazem przyszłą druhną na moim ślubie, postanowiłyśmy zrobić wypad na miasto. Pooglądałyśmy buty, sukienki na ślub (dla niej), aż w końcu trafiłyśmy do Laury Ashley. Każda z Was zna tą nazwę, prawda? Jest to ekskluzywna marka kojarzona z pięknymi przedmiotami do dekoracji domu, biżuterią oraz odzieżą. Pierwsze wrażenia były dobre - zachwycałam się pięknymi, choć dość drogimi drobiazgami, starannie udekorowanym sklepem oraz pięknymi zapachami, które roznosiły się po sklepie za sprawą perfum dla domu. Jednak gdy zaczęłam przyglądać się bliżej niektórym produktom, w oczy zaczęła mi się rzucać nazwa "Made in China'. Z zaciekawieniem zaczęłam podnosić coraz to nowe przedmioty, co potwierdziło tylko moje obawy, że 90% wystawionych na sprzedaż artykułów zostało wyprodukowane w Chinach!

Prawdą jest, że nie obawiam się kupować rzeczy, które zeszły z linii produkcyjnej w Szanghaju. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: jest recesja - tak wygórowaną cenę mogę zapłacić za ręcznie wykonane przedmioty będąc szczęśliwą, że wspomogłam lokalną gospodarkę. Tymczasem gdy tak eksluzywny i drogi sklep jak Laura Ashley sprzedaje rzeczy wyprodukowane w Chinach w cenie, która odpowiada lokalnie i ręcznie zrobionym przedmiotom - coś jest nie tak! Do tego wszystkiego dochodzi uczucie zawodu - wchodząc do tego sklepu spodziewałam się jednak czegoś więcej, niż metek z napisem "Made in China". Laurze Ashley mówię stanowcze NIE!