Czy wiedzieliście, że więcej ludzi boi się sukcesu bardziej od porażki? Ale to nie wszystko – kobiety boją się bardziej od mężczyzn! Skąd o tym wiem? Bo kilka miesięcy temu wpisałam w wyszukiwarkę internetową ‘dlaczego boję się sukcesu’ i okazało się, że nie ja jedna. Wyszukiwarka otrzymała wcześniej to hasło aż 93 miliony razy! Uświadomiłam sobie pewnego pięknego, słonecznego dnia, że ja nie boję się upadku – dupę mam zahartowaną, a co ma być, to i tak będzie... Ja boję się właśnie sukcesu! Czasem, gdy zbliżam się do wytyczonego przeze mnie celu, ‘coś’ nawala... zaczynam tracić zainteresowanie, wynajduję milion powodów, dlaczego coś innego jest teraz ważniejsze od tego, co właśnie powinnam była robić, aż w końcu staję się zupełnie zniechęcona. Znacie to skądś? Macie czasem tak samo?
Uporu mi nie brakuje – wiedzą o tym wszyscy moi znajomi. Jestem ugodna, ale gdy na czymś naprawdę mi zależy, jestem gorsza od osła. Mam też silną wolę: kilka lat temu rzuciłam palenie bez żadnych plasterków, gum, e-papierosów, czy innych wynalazków. W tym roku postanowiłam zrzucić wagę i wrócić do rozmiaru 8, który miałam ostatnio... w liceum. Uparłam się i dałam radę. Czyli okazuje się, że jednak potrafię odnosić sukcesy. Dlaczego więc nie mogę ich odnieść w innych dziedzinach mojego życia? Wyciągając wnioski z tego, co udało mi się dokonać do tej pory wiem, że jest mi ciężko, ponieważ:
- wymagam od siebie za dużo na raz. Podczas rzucania palenia, czy zrzucania wagi koncentrowałam się tylko na tym wyzwaniu. Nie narzucałam sobie kilku niemożliwych rzeczy na raz.
- nie miałam ściśle określonego planu. Koncentrując się na diecie wiedziałam, że odniosę sukces, jeśli wrócę do wagi 60 kilogramów (lub niżej) i kiedy uda mi się ją utrzymać. W podświadomości od początku miałam zakodowany cel.
- nie cieszyłam się z każdego małego zwycięstwa. Kolejny tydzień bez papierosa? Nagradzałam się czymś: czy to pysznym ciastkiem, czy nową bluzką. Cóż to było za wspaniałe uczucie wiedzieć, że tak dobrze mi idzie! Już nie mogłam się doczekać kolejnego tygodnia bez dymka.
- nie powiedziałam wszystkim w moim otoczeniu, że chcę coś osiągnąć. Gdy byłam na diecie, wszyscy w moim otoczeniu wiedzieli o tym. Uniknęłam w ten sposób namawiania mnie na słodycze i zyskałam doping: kiedy miałam zły dzień, powtarzali mi, jak świetnie wyglądam i jak wspaniale daję sobie radę.
- nie byłam wystarczająco uparta. Wiedziałam, że na imprezach więcej palę, dlatego początkowo ich unikałam. Robiłam to tak długo, aż byłam pewna, że gdy wypiję lampkę wina już nie będę chciała palić. Och, jak bardzo mi tego brakowało! Ale dałam radę. 8 lat później, a ja nadal nie palę.
- nie zastąpiłam starych nawyków nowymi. Moim największym problemem było podjadanie wieczorami. Tu ciasteczko, tam czipsy... A bioderka nie oczy- nie zostają tego samego rozmiaru od urodzenia. Pozbyłam się wszelkich słodkich pokus z domu i zastąpiłam je zdrowszymi opcjami. Zaczęłam planować z wyprzedzeniem – jeśli wiedziałam, że będę później oglądała film lub czytała książkę, szykowałam sobie przekąski: kawałki marchewek, pokrojony melon lub ananas... Mogłam wtedy podjadać bez wyrzutów sumienia.
- nie wiedziałam, jakie będą zyski z odniesionego sukcesu. Przykład? Wiedziałam, że po rzuceniu palenia będę miała zdrowszą cerę, lepszą kondycję, więcej zaoszczędzonych pieniędzy...
- nie byłam przygotowana na gorsze dni. Każdy z nas ma kiedyś zły dzień, a będąc kobietą te zdarzają się nam regularnie... co najmniej raz w miesiącu. Pozwalałam sobie czasem na chwile przemyślanej słabości. Gdy wyłam z rozpaczy do księżyca, że brakuje mi czegoś słodkiego, wiedziałam, czego szukać, żeby nie czuć się później winną (wszak same owoce i warzywa to czasem za mało). Znalazłam nisko-tłuszczowe, naturalnie słodkie lody owocowe i to one pomagały mi przetrwać najgorsze chwile. Zdarzało się, że zjadałam całe opakowanie lodów (7 sztuk) w kilka godzin. Ale bez wyrzutów sumienia mogłam sobie na nie pozwolić.
- nie odrobiłam zadania domowego. Nie przeszłam na dietę w ciemno. Spędziłam kilka dni czytając książkę ‘I quit sugar’, w sieci poszukałam zdrowych przepisów... Byłam świadoma wyrzeczeń, które będę musiała ponieść w niedalekiej przyszłości.
- nie nagrodziłam się, gdy osiągnęłam sukces. Poczułam, że to naprawdę ważne, żeby się porządnie nagrodzić, gdy dotrę do wyznaczonego celu. Po powrocie do mojej wagi z liceum byłam z siebie naprawdę dumna, że tak wspaniale dałam sobie ze wszystkim radę. Kupiłam sobie wielki bukiet kwiatów i poszłam ze znajomymi do restauracji, aby świętować... Wszak jest co!
Czy mam rację nazywać moje dokonania sukcesami? Tak, mam. Każde wyzwanie, które przed sobą stawiamy i które pokonujemy to sukces. Patrząc na swoje życie wstecz śmiało mogę stwierdzić, że zbyt małą poświęciłam im uwagę. Sukces za sukcesem przeszły niezauważone... zapomniane po latach. Nie zrozumcie mnie źle – o tych największych pamiętam, ale te mniejsze odeszły w zapomnienie... Jaka szkoda! A czyż nie byłoby wspaniale w chwili słabości móc je wszystkie zobaczyć zarchiwizowane w jednym miejscu i pomyśleć ‘Jak ja dużo dokonałam! Ile słabości pokonałam! Ile sukcesów odniosłam!’ i czerpać z nich siłę i walkę do działania?
Od kilku dni w biblioteczce trzymam specjalny dziennik, w którym notuję wszystkie odniesione przeze mnie zwycięstwa: te malutkie i te ważne, ogromne. Każdego dnia pokonujemy bitwę za bitwą. Ktoś powiedział, że życie zaczyna się poza naszą strefą komfortu i wiecie co? Gnojek miał rację. Bo czyż można nazwać życiem istnienie bez jakichkolwiek emocji, starań, czy wysiłków? Życie jest jak tor wyścigowy. To zakręty nadają mu znaczenie.
Teraz, gdy wyciągnęłam wnioski z sukcesów, których już dokonałam, powinno być mi być łatwiej dokonać ich w tych bardziej sprecyzowanych dziedzinach mojego życia. Tak naprawdę to chyba nie ma się czego bać... przecież nie można bać się czegoś, czego jeszcze się nie zna? Zobaczymy, jak mi pójdzie tym razem. Podsumowując: zauważyłam, że aby osiągnąć sukces, potrzebujemy 10 kroków:
Krok pierwszy: nie wymagaj od siebie za dużo na raz
Krok drugi: szczegółowo określ, kiedy coś stanie się dla ciebie sukcesem.
Krok trzeci: doceń to, czego już dokonałeś i nagródź się za tą wygraną.
Krok czwarty: powiedz komuś o swoim celu. Powiedzenie tego na głos sprawi, że naprawdę w to uwierzysz (jeśli jeszcze nie wierzyłeś), ale zyskasz też doping i pomoc od najbliższych osób.
Krok piąty: upór, upór i jeszcze raz upór
Krok szósty: pozbądź się starych nawyków!
Krok siódmy: miej sprecyzowane benefity, które zyskasz, gdy osiągniesz sukces.
Krok ósmy: bądź przygotowany na gorsze dni.
Krok dziewiąty: odrób zadanie domowe. Dowiedz się więcej o swoim celu.
Krok dziesiąty: nagródź się, gdy już osiągniesz swój sukces!
Jakich sukcesów Wy dokonaliście dzisiaj/w tym tygodniu/ miesiącu? Czym jest dla Was sukces? Zapytałam Was o to Facebooku i tak mi odpowiedzieliście:
'Sukces to dla mnie wstać rano w dobrym humorze i cieszyć się z tego, co przyjdzie mi robić przez cały dzień. Sukces to wracać do domu z przekonaniem, że czeka w nim ktoś, komu naprawdę na Tobie zależy i kto bierze Cię w pakiecie ze wszystkimi Twoimi wadami. Sukces to mieć odwagę marzyć i sięgać po najwyższe cele, jak po swoje. To komfort w podejmowaniu decyzji – żeby mojego ‘Tak’ lub ‘Nie’ nigdy nie musiał generować stan konta.' - Monika Gabas
Dla mnie sukcesem w tym tygodniu jest uświadomienie sobie, co zrobić, żeby go dokonać!