Moje największe wpadki językowe

Wszystko zaczęło się od dnia Świętego Patryka i mojego pierwszego posta o Irlandii... Zaczęłam Wam opowiadać o tym kraju, w którym mieszkam już tyle lat i okazuje się, że nagadać się nie mogę! W głowie siedzą dziesiątki opowieści, historii i wpadek. Najśmieszniejsze są oczywiście te językowe, a tych, co tu dużo mówić, nazbierało się przez lata (nawet pomimo zdawania matury z angielskiego i dostania się na zaawansowany angielski na studiach)...

Prawda jest taka, że to, czego uczą w szkole, nie zawsze sprawdza się w prawdziwym życiu. Ale nie wstydzę się tych pomyłek. Podchodzę do nich z przymrużeniem oka. Wszak nikt nie jest Alfą i Omegą. Skłamałabym jednak, gdybym nie przyznała się, że czasem byłam nimi tak zażenowana, że chciałam, aby pochłonęła mnie ziemia... No bo posłuchajcie...


  • Na jednej z pierwszych randek z moim obecnym już mężem udaliśmy się do restauracji. Stoliki były malutkie i strasznie blisko siebie. Bez żadnego trudu można było podsłuchać rozmowę osób siedzących obok. W pewnym momencie coś mi wpadło do oka. Ja zestresowana randką (i wizją rozmazanego tuszu wokół oczu) powiedziałam do Denisa: ‘Chyba coś mi wpadło do dupy’. Biedak prawie się zakrztusił stekiem, a panu siedzącemu obok na te słowa aż wypadł widelec z ręki. Denis natychmiastowo zareagował mówiąc ‘Chyba masz na myśli oko’. ‘No, a co powiedziałam?!?’ – oburzyłam się na to. 
  • Mój pierwszy dzień pracy w Irlandii. Musiałam podpisać jakieś papiery. Łamanym angielskim poprosiłam o długopis, na co szefowa „Tutaj żaden Ben nie pracuje”
  • Kilka lat temu, gdy żył jeszcze Denisa dziadek, mieliśmy zwyczaj przywożenia go do miasta w każdy piątek. Teściowa gotowała obiad, a my wszyscy siadaliśmy wokół stołu i rozmawialiśmy, podczas gdy dziadek przysypiał na krześle. Pewnego razu graliśmy z D. w grę na Nintendo DS. Trzeba było odgadnąć trzy słowa, które były wypowiadane w tym samym czasie przez trzy różne głosy. Odgadnęliśmy już dwa, ale trzeciego ani rusz! Gdy nagle... olśnienie! Rozradowana, że w końcu mi się udało (i to przed D.) wykrzyknęłam ‘Genitalia!!!’, na które to słowo dziadek aż podskoczył. Przejęzyczyłam się. Miałam powiedzieć ‘materiał’...

A skoro już jesteśmy przy dziadku, miałam z nim jeszcze jedną przygodę, choć już nie językową. Gdy odwoziliśmy go do domu po piątkowym obiedzie, mieliśmy zwyczaj wypakowywania jego zakupów, zamiatania podłogi i spryskania sprayem chłodzącym jego obolałe kolano. Tylko raz poprosił mnie, żebym go popsikała. Byłam tak zaaferowana tym, że to mnie poprosił tym razem, że nieuważnie popsikałam jego... genitalia. Jeszcze nigdy nie słyszeliśmy z mężem tego cichego jak mysz pod miotłą dziadka krzyczącego tak głośno. Śmialiśmy się całą drogę do domu, a ja... no cóż... już nigdy nie byłam poproszona o spryskanie dziadkowego kolana...

  • Boże Narodzenie. Zostałam zaproszona na pierwsze święta u rodziców mojego jeszcze wtedy chłopaka, a obecnego już męża. Poszłam do kuchni przywitać się z teściową, a moim oczom ukazał się wielki, wypatroszony indyk. Teściowa pyta „Czy wiesz, co to jest za ptak?’, na co, ja niezbyt błyskotliwie: „Goły ptak”. Osiem lat później, a po dziś dzień indyk jest u nas nazywany gołym ptakiem.
  • Mam też w zanadrzu mnóstwo drobnych przejęzyczeń moich znajomych:

- zamiast powiedzieć ‘podwiozę cię samochodem’, kolega powiedział ‘podniosę Cię’;
- zamiast powiedzieć ‘żartujesz sobie ze mnie?’, koleżanka zapytała ‘sikasz na mnie?’;
- zamiast ‘zabierz to ode mnie’, znajoma powiedziała do zupełnie nieznanego chłopaka w pracy ‘ weź mnie teraz’.


Ale pomyłką wszechczasów jest historia mojego kolegi z Litwy!

W Irlandii podczas mszy i pokazania sobie znaku pokoju każdy potrząsa ręką osób stojących obok mówiąc ‘God be with you’, czyli ‘Bóg z Tobą’. Znajomy przez lata potrząsał ręką ludzi w kościele myśląc, że musi mówić ‘Glad to meet you’, czyli ‘miło Cię poznać’. Wyraz zdziwienia na twarzy nieznanych Irlandczyków: bezcenny!

Wnioski?

Wpadki zdarzają się nawet najlepszym. Nie ma co się załamywać, a już tym bardziej poddawać i zaniechać całkowitego mówienia w innym języku. Mam kilku takich znajomych: z obawy przed popełnieniem gafy prawie w ogóle się nie odzywają. A ja zawsze się ich pytam ‘ Ale co się stanie, jak popełnisz gafę?’. Bo o to w tym chodzi: uczyć się na własnych błędach, poprawiać się i robić lepszym przez całe życie. Nie żyć w stagnacji. Czy chcielibyście być dokładnie tacy sami, jakim byliście kilka lub kilkanaście lat temu? Spoglądacie na siebie wstecz i myślicie „Ale źle to zrobiłem/ powiedziałem/wyglądałem/itp.’ Skąd o tym wiem? Bo ja myślę tak samo! I nie ma w tym nic złego. Poprawianie się dodaje nam odwagi, siły do działania i kreatywności. 


A teraz nie każcie mi już dłużej czekać. Umieram z ciekawości przed Waszymi wpadkami. Mieliście jakieś?