Lifestyle

Jak sprawić, żeby kwiaty dłużej zachowały świeżość?

Kwiaty – fajna sprawa. Ale jeśli nie ma się ogródka (bodzajże działki), częste kupowanie kwiatów ciętych może rozbić bank. Albo w najlepszym wypadku świnkę-skarbonkę. I nie byłoby w tym nic złego, jeśli żyłyby sobie pięknie w wazonie kilka tygodni, ale tak dobrze nigdy nie jest, co nie? W tym roku chcę zrobić wszystko, aby moje bukiety zachowały świeżość jak najdłużej, ciesząc moje oczy swoją delikatną urodą, nos upajającym zapachem, a dom feerią kolorów. Z upływem lat nauczyłam się kilku świetnych sztuczek, ale wiecie co? Do teraz nie wiem, która z nich w sumie jest najbardziej efektowna!


Czy wiedzieliście na przykład, że:

  • Białe kwiaty wsadzone do wazonu z wodą i barwnikiem spożywczym zmienią swój kolor z białych na kolor barwnika?
  • Żonkile nie otworzą się tak szybko, jeśli nie wsadzicie ich do wody?
  • Kwiaty bezzapachowe zaczną pięknie pachnieć, jeśli popryskacie je Febreze.
  • Łodygi nie zaczną gnić, jeśli od dołu oberwiecie wszystkie liście.
  • Do ucinania dołów łodyg nie powinno używać się zwykłych nożyczek, a ostrego noża. 
  • Odrobina Domestosa wlana do wody w wazonie sprawi, że nie zalęgną się w nim żadne mikroogranizmy odpowiedzialne za mętniejęcą i śmierdzącą wodę.
  • Wsadzenie kwiatów do 7up’a zamiast wody przedłuży im życie.
  • Kwiaty cięte lubią być spryskane mgiełką wody. Dłużej zachowują świeżość.
  • Kwiaty z ogrodu powinny być ucinane wczesnym rankiem, gdy jest chłodniej.
  • Grosik wrzucony na dno wazonu z tulipanami sprawi, że tak szybko nie oklapną.
  • Kwiaty będą dłużej żyły w wazonie z małą ilością wody.

Postanowiłam dokładnie przetestować punkty z Domestosem, 7up'em, grosikiem i małą ilością wody porównując, w którym wazonie kwiaty przetrwają najdłużej. Jak myślicie, która metoda okaże się najskuteczniejsza?

Półtora tygodnia później zaczęły pojawiać się pierwsze efekty mojego eksperymentu. Najbardziej zawiodły mnie tulipany. Trzy dni temu znalazłam oklapnięte tulipany w wazonie bez grosza. Pomyślałam sobie ‘Super, to działa!’, tylko po to, aby następnego dnia przekonać się, że owszem, działa, ale tylko 24 godziny dłużej. Tulipany w wazonie z groszem oklapły dokładnie dzień później, ale od tamtego czasu wyglądają o wiele gorzej niż te, z wazonu bez grosza!

Jeśli zaś chodzi o kwiaty z Domestosem, małą ilością wody i 7Up’em... Kwiaty z napojem gazowanym po dziś dzień wyglądają świeżo i są bardziej ‘jędrne’ i otwarte, podczas gdy te z pozostałych wazonów już po kilku dniach zaczęły pokazywać ślady klapnięcia. Żadne z łodyg nie pokazały jednak śladów gnicia, głównie dlatego, że pozbyłam się liści z ich dolnych części. Od teraz do wazonów będę wlewać tylko 7up! 


15 rzeczy, których nauczyłam się przez lata mieszkania w Irlandii

Już za kilka dni w Irlandii zapanuje pijaństwo, szaleństwo i zabawa. Dzień Świętego Patryka kojarzy się wszystkim nie tyle z kolorem zielonym, co właśnie Irlandią. U nas jest to dzień wolny od pracy, gdzie najpierw obowiązkowo idzie się na paradę, żeby później zabrać całą rodzinę do baru. Pamiętam moje zszokowanie, gdy pierwszy raz w ten dzień weszłam do pubu zapełnionego biegającymi po nim... dziećmi! Tu to jednak nic niezwykłego. Ot, tradycja. Oczywiście dzieciom alkoholu się nie serwuje. Piszę to, żeby nie było żadnych niejasności, choć statystyki mówią coś zupełnie innego... Średnia wieku próbowania alhoholu po raz pierwszy to 7 lat!

Do Irlandii przyleciałam w lutym 2006 roku – młoda, niedoświadczona, pierwszy raz za granicą. Zielona, jak ta wyspa, na której wylądowałam. Początkowo mało widziałam i niewiele doświadczyłam robiąc wszystkie nadgodziny w pracy, jakie tylko mogłam dostać. Z upływem czasu zaczęłam jednak dostrzegać powtarzające się schematy. Historie, które jak to historie - lubią się powtarzać: czasem mnie zaskakują, czasem rozśmieszają, innym razem sprawiają, że aż mi ręce opadają... Są jednak, a ja przyzwyczaiłam się do nich. Wszak są moim chlebem powszednim...

Oto czego przez te lata nauczyłam się o tubylcach ziemii Eire:

  1. Irlandczycy są bardzo wyrozumiali. Jeśli powie się ‘przepraszam, mój angielski nie jest najlepszy’ uśmiechną się i powiedzą, że mamy lepszy angielski, niż oni mają polski. Najśmieszniejsze jest to, że każdy zawsze Wam tak odpowie. Czy oni uczą się tego w szkole???
  2. Są przyjaźni (zwłaszcza w małych miasteczkach i we wioskach): uwielbiam przejeżdżać przez małe miejscowości – wszyscy pozdrawiają się machnięciem ręki (choć częściej zwykłym kiwnięciem palca znad kierownicy)
  3. Lubią ogień: gdy w deszczowy lub wietrzny dzień zapytasz irlandczyka, jakie ma plany na wieczór, na bank Ci odpowie, że będzie się grzał przy kominku (choć nie musi to oznaczać, że zrobi to u siebie w domu. W starych barach i restauracjach nadal jeszcze są kominki, których używa się w chłodniejszy dzień). I tu śmieszna rzecz, którą zauważyłam: jeśli nie zamkniesz za sobą drzwi po wyjściu z lub wejściu do pokoju, w którym pali się ogień, urwanie głowy gwarantowane ;)
  4. Lubią jeść w restauracjach i barach – może jestem starej daty, ale gdy mieszkałam jeszcze w Polsce, do restauracji chodziło się tylko na specjalne okazje lub spotkania biznesowe. Tutaj każdy powód jest dobry, aby zjeść poza domem: spotkanie ze znajomymi, przerwy w pracy, zakupy...
  5. Uwielbiają herbatę z mlekiem. Robią ją przy byle okazji i piją kilkanaście razy dziennie (co najmniej). Mój mąż, jego cała rodzina i wszyscy znajomi na ziołowe herbatki nawet nie spojrzą, ale maniakalnie wręcz popijają bawarki. Nie daj Boże zrobicie sobie herbatę bez zaoferowania zrobienia jej również domownikom...
  6. Lubią dziwne kanapki. W jakim byłam szoku, gdy po raz pierwszy zobaczyłam, że ktoś je kanapkę z bananem, lub chleb z serem i cebulowymi czipsami :)
  7. Gdy są chorzy piją gorącą whiskey. Raz spróbowałam się tak kurować. Następnego dnia oprócz przeziębienia leczyłam potężnego kaca.
  8. Koszenie trawy jest święte: im większa i lepsza kosiarka, tym bardziej zazdrosny sąsiad. Im piękniejszy trawnik, tym bardziej zazdrosna cała ulica :)
  9. Lubią fast-foody: gdy Irlandczyk idzie do baru się upić, możecie być pewni, że nad ranem spotkacie go zamawiającego frytki z serem, bekonem i sosem czosnkowym oraz burgera.
  10. Uwielbiają komentować pogodę: choć w 90% przypadków konwersacja brzmi ‘Ale mamy dziś brzydką pogodę. A jutro ma być jeszcze gorzej’
  11. Narzekają na dentystów: a Ci są baaaardzo drodzy. Za kanałowe leczenie jednego zęba możecie zapłacić nawet do 800 euro!
  12. Mają problem z myciem okien: wszystkie okna otwierają się na zewnątrz. Jeśli mieszka się w piętrowym budynku, trzeba się sporo naskakać po wysokiej drabinie, żeby je umyć!
  13. Biorą ślub bardzo późno: normą jest, że irlandzkie pary są ze sobą co najmniej 10 lat, zanim postanowią się pobrać. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że najlepszy czas na zawarcie związku małżeńskiego jest po trzydziestce (do nich też należał mój mąż).
  14. Lubią razić po oczach: moją zmorą jest podróżowanie autem w nocy. Niestety zauważyłam, że około 60% irlandzkich kierowców zbyt późno wyłącza długie światła oślepiając kierowców z naprzeciw. Gdy zapytałam kolegę, czy tak robi odparł, że i owszem. Czeka, aż kierowca z naprzeciw pierwszy zgasi światła... Szaleństwo.
  15. Znają mnóstwo Polaków. Jeśli poznacie nowego Irlandczyka, na bank zapyta Was, skąd jesteście (akcent nas zawsze zdradzi). Gdy tylko usłyszy, że z Polski, przygotujcie się na historię o tym, jak pracował (a jeśli nie on, to na pewno ktoś z jego rodziny) z Polakami i jak ciężko pracującym narodem jesteśmy. Czasem jednak można usłyszeć ‘From Holland!?!’ pełnym nadziei głosem. Niestety nadzieja szybko ustępuje miejsca zawiedzeniu, gdy go poprawimy... No cóż...
czego_sie_nauczylam_w_Irlandii_14.jpg

Ja na emigracji (a skoro o tym już mowa, czy znacie już życiowe obrazki strony Na emigracji? Wspaniale oddają charakter życia poza granicami kraju!) znalazłam swój dom. Gdyby ktoś w 2002 roku powiedział mi, że tak potoczą się losy mojego życia wyśmiałabym go. Zaczynałam właśnie studia, wynajęłam mieszkanie w Poznaniu, byłam zakochana... świat stał przede mną otworem... świat ten w Polsce ma się rozumieć. Ileż się zmieniło od tamtego czasu! Ale jeśli to wszystko stało się, żebym mogła znaleźć się tu, gdzie jestem dzisiaj, nie zmieniłabym ani chwili :)

Czy byliście kiedyś w Irlandii? Co Was w niej najbardziej zaskoczyło? Ja do teraz nie mogę przyzwyczaić się do dwóch kranów – jeden z lodowatą wodą, drugi z wrzątkiem :) Ale wiecie co kocham w niej najbardziej? Te krajobrazy! Wyżyny, wzgórza, bliskość oceanu , zielone pola i pastwiska... wiosną najpiękniesze, mieniące się ferrią kolorów i barw. I co z tego, że pada? Jeśli pada, żeby było tak pięknie, to niech sobie pada dalej!

czego_sie_nauczylam_w_Irlandii_141.jpg

Po co komu wiosenne porządki?

Odkąd sięgam pamięcią wiosną zawsze miałam zwiększony przypływ energii, który spożytkowałam między innymi na generalne porządki. Czy mam to zakodowane w genach, czy to po prostu za sprawą energetyzujących promieni słonecznych, nie wiem. Wiem natomiast, że robię tak z dwóch prostych przyczyn:

- latem spędzam więcej czasu w ogrodzie i poza domem, a na samą myśl o wielkim sprzątaniu w upały przechodzą mnie ciarki...

- po długich, leniwych, zimowych wieczorach nie ma nic przyjemniejszego od ruchu w postaci organizacji domu. Zimowe swetry, buty, koce i narzuty w końcu same do szafy się nie schowają :)

Poza tym, czy jest coś przyjemniejszego od świadomości, że dom działa jak dobrze naoliwiona maszyna? Co z tego, że na oko wszędzie panuje porządek, jeśli nie możemy otworzyć szafy bez obawy, że coś z niej zaraz na nas spadnie, albo nie będziemy mogli jej domknąć? Przez ubiegłe miesiące nazbieraliśmy mnóstwo drobiazgów i pierdółek, bo wydawało nam się, że nie będziemy mogli bez nich żyć... teraz leżą zapomniane w czeluściach szaf i szuflad. Czas się z nimi pożegnać i zrobić miejsce nowym, 'niezbędnym' nam przedmiotom.

Moja szwagierka woła na mnie ‘cleaning freak’, bo w naszym domu zawsze panuje porządek. Owszem, gdy sprząta się mieszkanie w każdą sobotę nie można narzekać na bałagan, choć szczerze powiedziawszy i ten podstępem zaczyna się czasem wkradać do szaf, spiżarni i koszyków... Zwłaszcza, gdy na minutę odwóci się głowę w innym kierunku. Nie jestem jakąś pedantką, która wszystko zawsze musi mieć odłożone na swoje miejsce, dlatego zdarzy mi się, że użyję igły, ale jakoś ręce i nogi odmawiają mi posłuszeństwa, gdy mam ją odłożyć z powrotem do pudełka z nićmi. Albo przyniosę sobie długopis z biura, aby kilka miesięcy później znaleźć go w koszyku w kuchni. W ten sposób przez rok uzbiera się tego trochę. Czas odłożyć wszystko na swoje miejsce, sprzątnąć zakamarki, wyrzucić, co niepotrzebne i poprawić przepływ pozytywnej energii yin i yang. A tym razem Wy będziecie moimi naocznymi świadkami.

Jestem jednak zapracowaną kobietą... nie mam czasu na spędzanie kilku godzin dziennie, albo i całych dni na generalne porządki. Mam bloga, piszę książkę, pracuję nad otwarciem swojego biznesu, a na dodatek mam dwa psy, które nie zrozumieją, dlaczego nie wyszłam z nimi dziś na spacer... Sprzątaniu mogę poświęcić maksymalnie pół godziny dziennie. Ale wiecie co? To wystarczająco, aby dom był wysprzątany na tip top, zanim nadejdą Święta Wielkanocne! Wszystko to dzięki planowaniu, wytrwałości i sprytowi. Nie wierzycie? Oj, przekonacie się :)

Zaczynam już od razu, wszak nie warto tracić czasu! 

Raz na jakiś czas warto zadbać o wymianę pokrowca na deskę i wyczyszczenie żelazka, aby dłużej były sprawne i dobrze nam służyły. Ja robię to raz do roku, właśnie na wiosnę. Metoda, którą Wam za chwilę zdradzę jest niezawodna, sprawdzona i naprawdę działa! Moje żelazko ma już jakieś 6 lat i nadal działa i wygląda jak nowe.

O żelazko parowe dbam tak samo jak o moją cerę – od środka i na zewnątrz. Tylko wtedy mam gwarancję, że nic nie przeoczyłam. Ale zanim zaczniecie panikować – nie, nie będę nic rozkręcała :)

Jak czyszczę żelazko od środka?

To proste! Używam tylko octu i białej ściereczki. Do pojemnika na wodę wlewam ocet i tak długo prasuję ścierkę, aż ocet cały wyparuje razem z zaległym w środku rdzawym brudem. Jeśli Wasze żelazko jest bardzo brudne, możecie powtórzyć tą czynność jeszcze raz. U mnie nie było tak źle. Teraz wlejcie trochę wody i jeszcze raz przeprasujcie ściereczkę. Niech cała woda zniknie z żelazka - w ten sposób pozbędziecie się tego octowego smrodku (ja go nie znoszę).

A jak czyszczę żelazko od zewnątrz? Ja lubię użyć do tego celu płynu do mycia płyty grzejnej – działa jak marzenie!

Jednyną rzeczą, jaką zawsze kupuję to nowy pokrowiec na deskę do prasowania. Ty razem skusiłam się na taki, który odbija ciepło (kupiony w Tesco na przecenie za całe 4.50 euro!), aby ubrania były jeszcze lepiej wyprasowane. Zauważcie, że całą resztę, czyli ściereczkę, ocet do czyszczenia żelazka i płyn do mycia kuchenki zawsze już mam w domu.

I na zakończenie jeszcze mój mały trick. Nigdy nie kupuję zapachowego płynu do żelazka – robię go sama za darmo! Jak? Mieszam wodę z kilkoma kroplami perfumu. Mam taki, który pachnie dość uniwersalnie, dlatego nie muszę się obawiać, że mój mężczyzna będzie pachniał jak kobieta.

15 powodów, dla których warto założyć bloga

Odkąd sięgam pamięcią miałam dziesiątki różnych hobby. Jedne z nich przetrwały do dzisiaj, inne skończyły się szybciej, niż zaczęły. Mogę jednak śmiało stwierdzić, że żadne z moich hobby tak bardzo nie odmieniło mojego życia, jak blogowanie. To wspaniała przygoda, która, mam nadzieję, nigdy się nie skończy. Stałam się dzięki niej lepszą, bardziej kreatywną i zorganizowaną osobą. Nie boję się już głośno mówić tego, co myślę i choć niektórzy mogliby rzec, że takie mądrości wpadają do głowy wraz z wiekiem, ja jestem przekonana, że to od blogowania ;)

dlaczego_warto_blogowac141.jpg

Gdzieś po drodze zatarła mi się granica pomiędzy pisaniem dla przyjemności, a pisaniem z potrzeby podzielenia się z Wami historiami ciekawych wnętrz i mojego życia. Jedno z moich ulubionych powiedzonek rzecze, że las byłby strasznie nudny, gdyby śpiewały w nim tylko najpiękniej śpiewające ptaki. Każdy z nas ma swój głos i swoją historię. Świat byłby przerażająco nudny, gdyby wypowiadały się w nim same gwiazdy i sławy, nie sądzicie?

Nie bez powodu namawiam wszystkich moich znajomych do założenia bloga. Moje życie stało się dzięki niemu o wiele bardziej ciekawsze i bardziej uporządkowane, dlatego jeśli zastanawialiście się kiedyś, czy powinniście, czy nie... nie zwlekajcie ani minuty dłużej! Już po kilku dniach przekonacie się, jak bardzo się wciągnęliście. Znacie Kasię z Twoje DIY? Podobno ja byłam dla niej inspiracją do założenia własnego bloga. Teraz mogę napisać i jestem pewna, że się ze mną zgodzicie, że Kaśka jest naszą nową polską Marthą Stewart: kusi świetnymi projektami, inspiruje pomysłami i ma całe pokłady zapału do pracy (jak ona to robi???). Prawda jest taka, że najgorzej jest zacząć. Później pójdzie już z górki :)

dlaczego_warto_blogowac143.jpg

15 powodów, dla których powinniście założyć bloga:

  1. Nabierzecie zdrowszych nawyków: poznacie prawdziwe znaczenie słów ‘organizacja czasu’, poświęcenie i dyscypilina. Planowanie postów z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem stanie się pestką. Z palcem w nosie (oczywiście nie w dosłownym tego słowa znaczeniu) zaczniecie zarządzać swoim czasem wolnym tak, aby starczyło go dla męża, rodziny, psa, domu i dla jeszcze Was samych. Nie wierzycie? Przeczytajcie, jak ja to robię TU.
  2. Poznacie nowych ludzi: blogi są jak swoistego rodzaju pamiętniki, dlatego czytając je zaczynacie po pewnym czasie odnosić wrażenie, że osoby, które je piszą są Wam bardzo bliskie: znacie ich przyzwyczajenia, nawyki, niewinne sekrety... Piszecie pierwszy komentarz, czasem maila... Wasze grono wirtualnych znajomych stopniowo się poszerza. I dlaczego nie? Blogowy światek jest przyjazny, wszyscy są w nim dla siebie mili i nawzajem sobie kibicują... jedyne, czego w nim brakuje, to właśnie Ciebie ;)
  3. Będziecie inspirować: każdy nowy post będzie ociekał Waszymi przemyśleniami, wiedzą lub umiejętnościami. Niejednokrotnie, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, będziecie inspiracją dla innych. Być może zmotywujecie kogoś do zmiany makijażu, do upieczenia nowego ciasta lub lepszej organizacji czasu? Nie ma nic lepszego na świecie od czytania maili od czytelników z podziękowaniem za inspirację do zmiany lub działania.
  4. Staniecie się bardziej świadomi: szybko zauważycie, że czytelnicy zostawiają pod Waszymi postami komentarze. Będą dzielili się z Wami swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przeżyciami, sprawiając, że innym okiem spojrzycie na różne sytuacje. Będziecie wdawali się z nimi w ciekawe dyskusje, czasem nawet pytali o radę... To zupełnie tak, jakby mieć u swojego boku całą masę świetnych przyjaciół ;) I skoro już jesteśmy przy tym punkcie, to:
  5. Nigdy nie będziecie samotni: nic Wam lepiej nie uświadomi tego lepiej od kilku komentarzy od zupełnych nieznajomych, którzy zgadzają się z Twoimi opiniami lub myślą tak samo, jak Ty!
  6. Życie się zawęża, gdy się starzejemy. Zapuszczamy korzenie, nabieramy stare nawyki, popadamy w rutynę... Blogowanie jest przygodą, w której nigdy nie wiemy, co się za chwilę stanie. Tutaj nie ma miejsca na rutynę! Jeśli zaś chodzi o nawyki...
  7. Wyrobicie w sobie nawyk dostrzegania najważniejszych momentów: nie będziecie w stanie pisać o każdej drobnostce lub myśli, jaka przytrafi Wam się w życiu, dlatego nauczycie się czekać na te, które nie tylko były dla Was najważniejsze, ale takie, które będą mogły zainsprować innych. Zaczniecie dzięki temu zwracać szczególną uwagę, aby te chwile były wyjątkowe.
  8. Staniecie się lepszymi pisarzami: praktyka czyni mistrza, a pisanie to naprawdę nic strasznego! Gdy zaczniecie, nie będziecie mogli przestać – nie żartuję. Torebkę i kalendarz, który w niej noszę mam wypchane karteczkami i notatkami z myślami, które wpadają mi znienacka do głowy. Nauczyłam się, że lepiej je czasem zapisać, bo łatwo o nich później zapomnieć. W ten sposób powstają zalążki moich nowych postów lub nowe pomysły do książki, którą właśnie piszę.
  9. Zaczniecie dotrzymywać obietnic: słowo pisane zobowiązuje. Na łamach bloga niejednokrotnie będziecie snuć plany i marzenia... sama świadomość tego, że są w cyberprzestrzeni i czytają je rzesze czytelników sprawi, że postaracie się zrobić wszystko, co w Waszej mocy, aby je spełnić i zrealizować. Ja niedawno podzieliłam się z Wami moją listą planów na ten rok – przeczytacie o niej TUTAJ. Już skreśliłam kilka pozycji z tej listy. Wkrótce skreślę kolejne :)
  10. Staniecie się bardziej odważni: ja przestałam bać się wyrażać swoje opinie, których brakowało na początku istnienia bloga. Jestem unikalna i wyjątkowa – zupełnie jak każdy z Was. Wszyscy jesteśmy niepowtarzalni, z własnymi opiniami i poglądami i każdy z nas ma do zaoferowania coś wspaniałego: czy to dobre słowo, chęć niesienia pomocy, talent artystyczny lub łatwość w przekazywaniu wiedzy. Blogowanie pomoże Wam to znaleźć!
  11. Wasze życie nabierze innego znaczenia: gdy już zaczniecie pisać o swoim życiu, planach i myślach, które siedzą w Waszych głowach, zaczniecie zastanawiać się, kim tak naprawdę jesteście? Czego oczekujecie od życia, co chcecie w nim osiągnąć lub jakie marzenia zrealizować? Znajdziecie cel, zrozumiecie, co naprawdę lubicie i czy jesteście szczęśliwi we własnej skórze. To lepsze od terapii!
  12. Zarobicie pieniądze: może nie od razu i nie miliony, ale czyż nie jest fajnie mieć hobby, które pomoże Wam zarobić?
  13. Blog jest jak pamiętnik: będziecie zapisywać w nim najważniejsze myśli i dzielić się najciekawszymi momentami swojego życia. Wracając do archiwum starszych postów zobaczycie, ile się zmieniło od tamtego czasu... jak bardzo Wy się zmieniliście... Czasem spojrzycie na udokumentowaną w ten sposób przeszłość i zrozumiecie, co musicie poprawić w przyszłości...
  14. Zostawicie znak: jeśli chcecie zostawić po sobie jakiś ślad, blogowanie jest dla Was!
  15. Zareklamujecie swój biznes: jeśli jesteście właścicielami sklepu, biznesu lub po prostu lubicie tworzyć, a chcielibyście dodatkowo na tym zarobić, blog pomoże Wam zdobyć nowych klientów i stworzyć sieć kontaktów.
dlaczego_warto_blogowac143.jpg


Przekonałam Was?

A co jeśli już macie bloga? Zostawcie do niego link w komentarzach pod tym postem. Nie siedźcie w ukryciu: poznajmy się nawzajem!


Dlaczego wkurza mnie polska blogosfera i dlaczego ją lubię

Jestem częścią naszej polskiej blogosfery, i jestem z niej dumna. Mam jednak dni, kiedy chciałabym jej przywalić w pysk.

Czego w niej nie lubię? Tego, że początkujący blogerzy (nie wszyscy, ale jednak) godzą się na pisanie dla wydawnictw, portali i stron internetowych za darmo. Nie chcę wnikać w szczegóły,  dlaczego tak się dzieje, ale... Zanim zlinczujecie mnie, że piszę o pieniądzach, pozwólcie, że przedstawię Wam, jak to wygląda. 

książkifav143.jpg

Gdy idziecie do pracy, dostajecie wynagrodzenie za czas i umiejętności, które są potrzebne do wykonania określonych zadań. Dlaczego bloger miałaby się tym dzielić za darmo?

Nie rozumiem skąd się wziął ten głupi zwyczaj? Pisanie artykułów wiąże się przecież z czasem, który trzeba przeznaczyć na spisanie myśli, wiedzą, którą bloger przyswajał miesiącami lub latami oraz pieniędzmi, które musiał wydać, aby zdobyć tą wiedzę!

Krzyczeć mi się chce, gdy kolejne pismo lub portal pisze do mnie, że są zainteresowani współpracą, ale uciekają, gdzie pieprz rośnie, gdy odpisuję im, że z przyjemnością, ale na umowie i z wynagrodzeniem. Idą szukać dalej... Zawsze przecież znajdzie się naiwniak, który zrobi to za darmo. Wybaczcie, ale ja mam poczucie własnej wartości.

Szokuje mnie to i nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Słynna blogerka Holly Becker już niejednokrotnie pisała o tym na swoim blogu i ja podpisuję się pod tym rękami i nogami. Dlatego jeśli mnie czytacie i kiedykolwiek zgodziliście się pisać dla kogoś za darmo, zastanówcie się, jak to jest z poczuciem Waszej wartości? Czy naprawdę tak fajnie jest pracować dla kogoś za free?

książkifav142.jpg

 

A już tak z lżejszej nuty, Andrzej Tucholski z bloga JestKultura organizuje właśnie akcję Share Week. Jest to świetny sposób na poznanie kilku nowych, świetnych polskich blogów. Bo wiecie, pomimo naszych wad, my, blogerzy i tak dajemy czadu! Jesteśmy grupą wspaniałych, kreatywnych i inspirujących ludzi! 

Chcę się dziś podzielić z Wami moimi czterema ulubionymi blogami, bez których nie wyobrażam sobie porannej kawy


- My House of Ideas – czyli fotograficzne, dwujęzyczne opowieści o tym, jak Dagi żyje w swoim magicznym, biało-czarnym mieszkanku. Doceniona na zachodzie, czas docenić ją i u nas!

- Syl loves – vintage, retro, mnóstwo kolorów I całe pokłady pozytywnej energii – uwielbiam Syl. Czuję w niej bratnią duszę, choć w życiu się nie widziałyśmy :)

- Tarnina – uważam, że to jeden z lepszych polskich blogów z rękodziełem i DIY. Niejeden zagraniczny nie dorównuje mu do pięt

- Apetyczne Wnętrze – codziennie spora dawka świetnych inspiracji okraszonych dozą magicznych zdjęć. Mam wrażenie, że już niedługo zawojuje w naszej blogosferze!